Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Szalony Mikołaj


Cześć wszystkim
Dzisiaj Mikołaj po raz pierwszy odwiedził mojego synka Krzysia. Oj dziecko miało radości co niemiara. Nie za bardzo rozumie jeszcze dlaczego tak dużo dostał prezentów dzisiaj ale chyba nie miałby nic przeciwko gdyby to trwało cały rok. Słodko było patrzeć jak oglądał coraz to nowe zabawki.
Byliśmy dzisiaj u moich rodziców i oczywiście tak ok. 18:30 mój tata zasugerował że zrobi mi kolacje. A gdy podziękowałam nawet za jabłko to razem z mamą stwierdzili że przesadzam z tym niejedzeniem po 18. Jabłko to już nie posiłek. Wiecie tak sobie myślę że bez względu na to co bym nie zrobiła to i tak robię źle. Nigdy nie mówiłam rodzicom o tym że paliłam papierosy, nawet w trakcie pilnowałam się żeby mnie nie złapali.
Z prostego powodu byłoby więcej gadania niż ta paczka fajek kosztowała. Gdy rzucałam palenie cierpiałam katusze bo mimo iż już nie mieszkaliśmy razem to jednak przy każdej wizycie u nich czułam papierosy (obije palą). Gdy w momencie odstawienia papierosów zaczęłam bardzo tyć tłumaczyłam to im że to przez tabletki hormonalne (to była tylko połowa prawdy). Nie obyło się bez złośliwych komentarzy mojej mamy, na temat tego że gdy nie będę mogła zajść w ciąże to mam pamiętac że to tylko i wyłącznie moja wina bo biorę tabletki antykoncepcyjne. Gdy urodził się Krzysiu a ja nie mogłam dojść do siebie to mama skomentowała że powinnam schudnąć bo jestem otyła a po drugiej ciąży (którą planujemy w niedalekiej przyszłości) będę jeszcze grubsza. Teraz o tym że się odchudzam też im nie mówiłam bojąc się komentarzy typu "wydajesz pieniądze na prawo i lewo". Jako powód niejedzenia po 18 i słodkiego podałam nadkwasotę. Powód jak najbardziej prawdziwy i przez około 2 tygodnie nawet kawy nie piłam. Teraz pije ale już w mniejszych ilościach i rzadziej. To fakt że nie jem u nich posiłków żadnych a tym bardziej wieczorem - moja mama gotuje bardzo smacznie, ale strasznie tłusto i ciężko.
Tak sobie myślę że moi rodzice to taki obrazek naszej polskiej mentalności. Mama jedząca późnym wieczorem kanapkę z ociekającym tłuszczem mięsem i w ramach diety zagryzająca jabłkiem (po takiej kolacji zawsze pije ziółka i zazwyczaj tabletkę na regulację trawienia), co nóż narzekająca na wysiadające jej po kolei narządy i to że jest gruba. I tata który słucha tego wszystkiego i namawia wszystkich na około do jedzenia słodkości bo przecież tak niewielkie ilości nikomu nie mogą zaszkodzić.
Wiecie dlaczego to pisze - bo mnie to wkurza. Wykupując dietę w vitalii określiłam się że chce zrobić z sobą coś co pomoże mi wrócić i utrzymać normalną wagę. A tu moi właśni rodzice widząc że walczę o własne zdrowie podsuwają mi co rusz albo ciacho, albo pachnące mięsiwo. Aż mnie skręca. Wiecie ile mnie kosztuje powtarzanie bez końca "nie dziękuje nie jestem głodna". Nie wiem jak długo wytrzymam bo naprawdę łatwo nie jest. A co najgorsze to przede mną święta. Święto łasuchowania a ja na sałacie i brokułach. Chyba mi będzie potrzebny jakiś psycholog żeby przez to przejść.
Pozdrawiam wszystkich
  • MagdalenaDz

    MagdalenaDz

    7 grudnia 2009, 19:50

    co prawda jak idę do rodziców, to mama też co chwila się pyta czy coś zjem, a ja spokojnie odpowiadam, że jestem na diecie, a wtedy ona aha zapomniałam i jest ok, cieszy się że wzięłam się za siebie, mama jest szczupła, ale ostatnio zrzędzi, że przytyła i podpytuje mnie o dietkowanie, tata tylko nie może zrozumieć, czemu oni jedzą obiad, bo rodzice późno jedzą obiad ze względu na pracę, no bo według taty mogę nie zjeść tej swojej kolacji, a za to z nimi obiad, bo ze słodyczami rozumieją całkowicie i dzwonią pytają czy będę na kawie, bo jak tak to nie kupują ciasta, żeby mnie nie kusić, bo czego oczy nie widzą itd... Pozdrawiam i wytrwałości w święta, wszyscy mamy ten dylemat :)

  • Dareroz

    Dareroz

    7 grudnia 2009, 11:04

    heh, skąd ja to znam? byłam chuda, to mama powtarzała mi, że jestem gruba. przytyłam na zlość jej! Roztyłam się, to komentarze, że się nie zmieszcze i w ogole taki klimat, a ona i tato raczej nie za szczupli. No to teraz schudłam i ja im dogryzam! A co! Bo wystarczy chcieć. łatwo jest gadać "schudnij" albo "zjedz", ale jak ktos jest po tej stronie barykady, to widzi, ile to wysiłku i calkowiecie Cię rozumiem. Musisz jakoś to wytrzymac, ot co! Pozdrawiam :*

  • dusia

    dusia

    7 grudnia 2009, 09:01

    Myślę,że to źle że nie powiedziałaś rodzicom o odchudzaniu.S koro wiesz ,że cokolwiek to będzie gderanie to co za różnica z jakiego powodu.Trzeba się nauczyć jednym uchem wpuszczać a drugim wypuszczać.Trudne,ale uwierz,że się da.Powinnaś im powiedzieć,że jesteś na specjalnej diecie ustalonej przez dietetyka ,ale ponieważ ich bardzo kochasz i wierzysz,że życzą Ci jak najlepiej to prosisz ich o pomoc i wsparcie takie a takie. A w czasie świąt weź dosłownie po kęsie wszystkiego zgodnie z tradycją a potem namów kogoś na wspólny spacer i będzie dobrze.

  • wicherr

    wicherr

    6 grudnia 2009, 21:57

    kurcze cięzki orzech do zgryzienia masz-naprawde ciężko,Ja tam bedę jadła normalnie wszystko ale odrobine od każdego, ale napewno po drugim daniu czyli jakieś potrawie wigilijne będę miala dosyć.Może przez cały dzień będziesz jabłka jadła albo mandarynki a wieczorem troche skosztujesz od każdego po łyżce.wilk i owca cała bedzie:)nie wiem może inni ci lepiej doradzą.pozdrawiam i trzymaj się