Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień prawie normalny


Cześć wszystkim
Dzięki za podpowiedzi i sugestie dotyczące mojej diety i moich relacji z rodzicami. Fakt jest taki, że ze względu na to że rodzice mają mnie jedną to patrzą na mnie (mimo mojego wieku) jak na kilkuletnią dziewczynkę która może sobie krzywdę zrobić bo niewiele wie o życiu. Wszelakiego rodzaju rozmowy na ten temat spełzają na niczym więc po prostu przestałam z nimi o tym rozmawiać. Robię co do mnie należy i jeżeli wiem że coś co robię z góry będzie miało odpowiedni komentarz to po prostu o tym nie gadam. Oni mają spokojne nerwy a i ja mam swobodną drogę działania. Są czasami jednak takie sytuacje jak to odchudzanie,  które po prostu mnie rozbrajają. Bo niby taka drobnostka a dorośli ludzie zachowują się co najmniej dziecinnie. Natomiast gdy wśród tych ludzi są także moi rodzice to po prostu wymaga to chociażby komentarza napisanego pod wpływem chwili.
A pro po ludzi i ich dziecinnego zachowania. O tym, że jestem na diecie nie rozpowiadałam zbyt wielu osobom. Z dwóch powodów:
1. Chciałam uniknąć życzliwych komentarzy typu "to Ty głodna jesteś", "zjedz coś bo marnie wyglądasz" itp itd.
2. Zdarzają się ludzie, którzy niby w dobrej wierze podsuwają pod nos będącemu na diecie pachnący łakocie z komentarzem "no mnie chyba nie odmówisz, zjedz bo się obrażę". No i w takiej sytuacje ciężko czasami wręcz niemożliwe jest odmówienie słodkiego bez konsekwencji oczywiście dąsów osoby obdarowującej.
Nie wiem czy zauważyliście ale osób życzliwych starających pomóc biednemu odchudzającemu się nie brakuje . O tym że wybrałam vitalię jako sposób na odchudzenie się powiedziałam mojej koleżance z pracy. Ona też urodziła niedawno i jakiś czas temu wspominała o tym że chciałaby schudnąć. Powiedziałam jej o vitalii, wyjaśniając jak to działa i że efekty u mnie już były po tygodniu. Naiwnie myślałam, że może zaskoczy albo jakoś mnie wesprze i wiecie co..... dzisiaj pod pretekstem spraw służbowych ściągnęła mnie do siebie do pokoju. Tam wyjęła spod biurka eklerki i swoim zdecydowanym głosem zasugerowała że od jednego czy dwóch nie utyję. Ręce mi opadły. Zjadłam dwa ciastka i żeby utrzymać dzienną ilość kalorii nie zjadłam lunchu. Nie chodziłam głodna bo wypiłam sporo płynów. Mam nadzieję, że ten wybryk nie położy moich dotychczasowych starań i zmagań z wagą. Jednak czuję niesmak do siebie i chyba trochę do niej.
Poza tym dzień trochę zwariowany. Najpierw zaspałam i spóźniłam się do pracy 0,5 h. Nie zjadłam przepisowego śniadania, więc kupiłam sobie jogurt naturalny 2% średni i musli 50g. Na lunch były te dwa nieszczęsne eklerki i jabłko a potem przepisowy obiad. Dowiedziałam się że nie służą mi pieczone pory. Zjadłam trochę bo były w porcji obiadowej i do tej pory mnie mdli. Więcej ich nie będę jadła.
Tyle jeżeli chodzi o moje spostrzeżenia dotyczące mojego odchudzania. Zawsze lubiłam obserwować ludzi i robię to nawet nieświadomie. Są wspaniali ludzie, którzy mnie otaczają i wspierają wysłuchując moich spostrzeżeń, ale pojawiają się i tacy którzy są złośliwi i zawistni. Na szczęście zawsze mogę wrócić do domu a tu jest taka jedna dobra dusza która mnie pocieszy i pokaże jak się śmiać z głupoty innych - to mój Rafał . Tylko mu o tym nie mówcie bo się popsuje

Pozdrawiam i trzymam kciuki
za wszystkich odchudzających się
  • dusia

    dusia

    9 grudnia 2009, 10:02

    Z Twojego wpisu wynika,że robisz wiele dla tzw. świętego spokoju.Chyba trzeba popracować nad mówieniem nie.Pomyśl ,gdyby ta koleżanka pewnego dnia powiedziała,że jest jej źle i ma ochotę się naćpać i wyciągnęła 2 strzykawki i powiedziała,że przecież od jednej działki nie będziesz narkomanką to zrobiłabyś to? Dlaczego więc jesz te ciastka czy inne rzeczy? Trzeba jasno przedstawiać swoje zasady i prosić o ich uszanowanie.