Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zasady odchudzania, które u mnie się nie
sprawdziły


Do znudzenia można powtarzać, że każdy z nas jest inny, każdy z nas chorował na otyłość z innego powodu i na każdego z nas działa inny typ jej leczenia. Mimo to w pismach dla kobiet i portalach o odchudzaniu pojawiają się ciągle te same prawidła, których przestrzeganie powinno i Kryśce i Maryśce przynieść wygraną w nowej edycji Top Model. Które z tych przykazań grubaska u mnie kompletnie się nie sprawdziły?

  1. Nie jedz przed telewizorem. Ani przed komputerem, książką, ze znajomymi, gadając przez telefon... Chodzi o to, żeby skupiać się na jedzeniu, delektować się każdym kęsem i przeżywać jak mrówka okres feerię smaków płynącą z brokuła gotowanego na parze. Szybko doszłam do wniosku, że robiąc tak czuję się jak idiotka i że nie tędy droga, bo przecież mi właśnie o to chodzi, żeby przestać celebrować posiłki jakby to była największa przyjemność, jakiej mogę doświadczyć w życiu, ale jednocześnie nie traktować każdego dietetycznego dania jako walki z samą sobą, tylko moment odsapnięcia w ciągu mojego zazwyczaj intensywnego dnia. I tak oto pory jedzenia to jedne z nielicznych chwil, w których mogę przy okazji spokojnie poczytać książkę czy gazetę albo odpisać na wiadomości znajomym. I mimo tego, że raczej nie są to frykasy do jakich byłam przyzwyczajona jeszcze kilka lat temu, i tak jedzenie w dalszym ciągu kojarzy mi się pozytywnie, mimo łatki dietetycznego i zdrowego.
  2. Ustal plan. Do wesela, do wyjazdu czy do imprezy urodzinowej schudnę 15 kilo. A jak schudnę 14 i pół, to złapię doła i na poczet kurażu z depresji przytyję 20. Poza tym będę non stop się ważyć i żyć w stresie, że nie zdążę, że spadki są za małe a waga się waha. Będę rygorystycznie przestrzegać diety i planu treningowego, a najmniejsze potknięcie podetnie mi skrzydła. Rzecz jasna odchudzanie się bez założonego celu też nie jest dla nas zbytnio motywujące, ale u mnie o wiele lepiej sprawdziło się myślenie: chcę mieć xxx procent tłuszczu w ciele. Nie dość, że to nie zakłada wcale liniowości odchudzania (bo przecież poprawę składu ciała może zwiastować też rosnąca waga, o ile dzieje się tak za przyczyną nabierania muskulatury), to jeszcze brak ram czasowych oddala nas od myślenia o drastycznych środkach typu głodówki, środki przeczyszczające czy katorżnicze ćwiczenia. Do rzeczy: do czego to wszystko jest potrzebne? Do zbicia poziomu kortyzolu, bo mając hormon stresu wywindowany pod chmury samym myśleniem o odchudzaniu, cel tylko się oddali. 
  3. Żeby zacząć ćwiczyć, nie potrzebujesz super ciuchów. No owszem, ale idąc na siłownię, na jogę czy pobiegać jako stukilogramowy ptyś i tak będziesz się wystarczająco rzucać w oczy, nie oszukujmy się. Jak dodatkowo ubierzesz się w sprane portki i koszulkę z logo reklamowym sieci marketów budowlanych, a do tego założysz rozklapciane trampki, tylko spotęgujesz wrażenie zaniedbania się. Nie będziesz czuła się atrakcyjna sama ze sobą, nie odczujesz robienia czegoś ekscytującego, bo przecież ubrałaś się jak do plewienia rabatek. Co więcej, to nie prawda że lepiej będzie ci się ćwiczyć w luźnych bawełnianych ciuchach - widać na nich każdą plamę potu, po kilku chwilach stają się nieprzyjemne i ciężkie, a ich workowatość wizualnie pogrubia. Odzież funkcyjna jest kolorowa, dopasowana, wygodna, nie widać na niej potu i wbrew pozorom, obcisłe materiały trzymają w ryzach wszystkie fałdki na tyle, że wygląda się w nich o wiele lepiej i weselej niż w pozornie wygodnych namiotach. 
  4. Najlepiej ćwiczy się z koleżanką. W większości przypadków to faktycznie działa, ale u mnie kompletnie nie zdaje egzaminu. Czasami rezygnuję nawet z muzyki w słuchawkach na rzecz pełnej koncentracji i kontroli nad tym, co robię i bardzo nie lubię, jak znajoma macha mi wisząc nad rozpłyniętą na ławeczce mną i pyta, co słychać, kiedy akurat mam nad czołem dwadzieścia kilo żelastwa. Owszem, w tej zasadzie chodzi bardziej o posiadanie partnera treningowego i jednych to motywuje, a innych rozprasza. Ja jestem w tej drugiej grupie.
  5. Jedz regularnie. Regularność wcale nie oznacza wyczekiwania pory karmienia z zegarkiem w ręku, wmuszania w siebie kolejnego jedzenia kiedy jeszcze nie jesteśmy głodni albo jedzenia w momentach zupełnie do tego niezdatnych, bo wybiła godzina. Czasem jem co trzy godziny, czasem przerwa trwa pięć godzin, a czasem dwie. To jedzenie ma być dla mnie, a nie ja dla niego.

  • Caramelcoffee

    Caramelcoffee

    15 czerwca 2017, 14:13

    Komentarz został usunięty

  • Barbie_girl

    Barbie_girl

    11 czerwca 2017, 16:23

    troszke sie zgadzam troszke nie zgadzam :D ale to chyba norma bo dla kazdego z nas dziala cos innego i to jest piekne !!!:) Ja lubie plan i cel ale zawsze zakladam reealistyczny z wzieciem pod uwage zastoji lub jakis wpadek dzieki temu jeszcze sie nie rozczarowalam ze jakiegos celu nie osiagnelam :) Milego dnia ;*

  • pani_slowik

    pani_slowik

    10 czerwca 2017, 22:52

    akurat te prawidła, które wymieniłaś są naprawdę motywujące i wielu osobom pomagają i Kryśce i Maryśce, ale u Ciebie mogły się akurat nie sprawdzić - każdy jest inny i to naturalne :) u mnie to wygląda tak: zasada nr 1 się sprawdziła i nie sprawdziła, bo dla mnie nie ma znaczenia czy jem przed telewizorem czy też nie - jeśli jestem na diecie to zawsze mam wyselekcjonowane konkretne dania i nie zjem więcej, a najadam się "sama przez się" oraz nie potrzebuję myśleć o tym, że jestem syta, bo sama to odczuwam, no heloł :D natomiast reszta w moim przypadku jest spoko! 2. ustalanie planu jest jedną z fajniejszych rzeczy w odchudzaniu haha :D okej, może gdy nie osiągniemy celu, to dopada nas gorszy humor, ale to znaczy, że coś w tych założeniach było złego, a nie w naszym działaniu (no chyba, że założyliśmy sobie schudnięcie 6 kg w 2 miesiące, a tyle przytyliśmy, to coś jest nie halo). natomiast radość z tego gdy się osiągnie cel - achh, nie ma nic lepszego, to daje kopa do działania i to takiego wielgaśnego, więc punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ;p 3. nie, nie potrzebuję super ciuchów by ćwiczyć i to nie ma znaczenia czy ćwiczę w domu, na dworze, czy na siłowni - to, że się nie ma ekstra ubrań, to nie znaczy, że się ćwiczy w najgorszych szmatach ;p a jako kilkuletni użytkownik różnych siłowni dostrzegłam jedną super fajną rzecz - ludzie zwracają uwagę na Ciebie tylko gdy źle ćwiczysz i wtedy Ci pomagają, a Twój strój/ wygląd mają w głębokim poważaniu (no chyba, że ktoś ćwiczy w japonkach, to akurat przykuło moją i nie tylko moją uwagę dość mocno :D). a komfort "estetyczny"? tak jak już pisałam, nieposiadanie specjalnych ciuchów do ćwiczeń nie oznacza, że ćwiczę w worku - chociaż ja tam lubię ćwiczyć w "worku" szczególnie gdy jeszcze nie mam takiej figury jaką bym chciała, to daje mi komfort i poczucie bezpieczeństwa, a nie wbijający się, obciskający materiał na mojej słonince, który nie wygląda zachęcająco :P 4. z koleżanką może super się nie ćwiczy (też zależy jaką koleżanką hahah :D), ale sam fakt tego, że idziesz z kimś na siłkę motywuje do wyjścia, bo nie możesz tej osoby zawieść i to jest taka wzajemna motywacja :) a jak koleżanka jest spoko to czas na ćwiczeniach zlatuje meeega szybciutko, lecz czasem człowiek też potrzebuje chwili dla siebie ze słuchawkami na uszach :) 5. regularność jest ważna, lecz tak jak piszesz nie jest ona równoznaczna z odmierzaniem czasu z zegarkiem w ręku - dla mnie ramy czasowe są od 2,5 h do 5,5 h, ale zazwyczaj staram się jeść wtedy kiedy czuję, że to "już ten czas" :D reasumując: każdy wybiera dla siebie to co mu najbardziej odpowiada, natomiast z rzeczy, które wypisałaś to praktycznie 80% wydaje mi się bardzo mądre, pomocne i uniwersalne dla laika w odchudzaniu :)

  • iw-nowa

    iw-nowa

    10 czerwca 2017, 15:46

    Fajny pomysł, żeby spisać zasady, co Tobie nie pomogło z popularnych zasad. Dodam może swoje uwagi. 1. Z tym celebrowaniem jedzenia to jednak u mnie działa. Kiedy nie patrzyłam nawet na talerz, zjadałam więcej. Chodzi raczej o to, żeby organizm czerpał z tych chwil jedzenia maksymalną przyjemność, bo wtedy też wszystkie zmysły pracują na twoje trawienie. A samo odchudzanie jest dzięki temu przyjemniejsze - więc u mnie akurat to dobra zasada. 2. Plany ogólne mam, ale też nie jestem za takim szczegółowym, u niektórych to działa, u mnie zniewala. 3. Ciuchy jak najbardziej mają być ładne, nowoczesne, obcisłe - dobrze opisałaś powody! 4. Nigdy w życiu nie wyszło mi ćwiczenie z koleżanką, ale chętnie chodziliśmy do siłowni z moim, on robił swój plan, a ja swój. Ale ogólnie też jestem raczej samodzielna. 5. Regularność owszem, ale też bez przesady. Nie trzeba kierować całej uwagi życiowej tylko na michę i treningi, jest jeszcze parę innych spraw. Zwykle staram się tylko, kiedy wychodzę gdzieś na dłużej, mieć ze sobą przekąskę, żeby nie skusić się na coś mniej zdrowego na mieście. I pod tym względem jesteśmy podobne :) pozdrowienia

  • kawonanit

    kawonanit

    10 czerwca 2017, 15:35

    Tak właściwie to nie zgadzam się z Tobą tylko w punkcie numer 3 :) Ale prawda jest taka, że większość osób zawala odchudzanie, bo za bardzo chce wpasować się w ten schemat "że powinno się robić tak, a nie inaczej", zamiast skupić się na własnych preferencjach.

  • bialapapryka

    bialapapryka

    10 czerwca 2017, 12:07

    Wiesz co...w sumie to w pełni się z Tobą zgadzam :)