Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Leniwe zapiski z wyrka


8.04 pojechalam na kontrolę do szpitala... I zostałam tam aż do poniedziałku. Rozeszły mi się szwy... A na oddziale kazali mi zostać w sumie za karę- żeby lekarka miała pewność, że leżę i nic nie robię... Tak więc przemęczyłam się w szpitalu parę dni, dostałam dużo antybiotyków... w poniedziałek spaliłam jedną fajkę (przed tym dniem nie paliłam od 2 tyg. i po poniedzialku też nie paliłam...-uważam że to kolejny mały sukces odnośnie przechodzenia na zdrowy tryb życia...

Przez to wszystko straciłam apetyt. Jem 1 kromkę z czym kolwiek na śniadanie (np: z zółtym serem), piję dużo wody...

(apropos wody to w sobotę, jak bylam w szpitalu to wypilam 4litry płynów (2litry soku jabłkowego bez cukru i 2 litry wody) dziwne...mam zrobić badanie w kierunku cukrzycy, co też zrobię ale dopiero kiedy będę mogła już chodzić. ) piję mniej kolorowych i słodkich rzeczy- np: żadnych tanich sztucznych oranżad, żadnych zagęszczonych soków z herbapolu (po nich mój żołądek w nocy wywija się i skręca dosłownie... :/ nie wiem co to za dziwna reakcja, ale tak mam. 

Kolejna dziwna rzecz: zaczęłam pić kawę...sypaną, czarną, mocną gorącą kawę... nigdy nie lubiłam sypanej... a teraz tak...???????

Tak więc wracając do jedzenia: na obiad jem małą porcję tego, co akurat kto ugotuje (np: mała miseczka zupy albo ziemniaki+gotowana marchew+ kawałek kotlecika....

Z kolacją natomiast podobnie jak ze śniadaniem: coś skubnę tylko i koniec.

Odrzuca mnie od jedzenia na myśl o tym, że mam w siebie wpychać przetworzone, pełne konerwantów i chemii śmieci, które są sprzedawane jako żywność... Te wszystkie konserwanty, utrwalacze... Na żarcie wydjemy mnóstwo kasy, opychamy się do rozpuchu a potem narzekamy, że coś nas boli.... wszystko z własnej glupoty lub po prostu chorobliwej przyjemności jedzenia... Jakim cudem mogę się powstrzymywać przed jedzeniem? Gadam ze sobą. Myślę sobie tak: Chcę schudnąć do woodstocku i szanse, że się uda są coraz mniejsze... ale caly czas są. Nie mogę mieć żadnego wysiłku fizycznego teraz. Tak więc skoro musze leżeć cały czas to nie potrzebna jest mi taka ilość kalorii, jak osobie o normalnym trybie życia- szczególnie- nie potrzeba mi tyle cukru. Takie tłumaczenie sobie wszystkiego pomaga wytrwać. Mam nadzieję, że za 2 tyg będę mogła wstać.

We wtorek jadę na kontrolę do szpitala... oby mnie znów nie zatrzymali...:(

P.S. ...wyżej wymienione objawy to nie ciąża (gdyby komus przyszło to do głowy:)