Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
zaraz wybuchnę!!


nie dość, że jestem mocno wkurwiona, to jeszcze przeglądarka się wysypała i diabli wzięli mój wpis obrazujący wszystko to, co się stało... ja po prostu już nie mam siły... otaczająca mnie rzeczywistość to jakiś żart chyba... rodzina, narzeczony...oni chyba sobie ze mnie kpią, albo chcą doprowadzić mnie na skraj załamania psychicznego, na którym właśnie się znalazłam.... i to nie chodzi o to, że przeczytanie to, i pomyślicie "ojej, po prostu jej się nie układa"... to nie tak... czuję się bezsilna, zniewolona i pozbawiona wszelkich złudzeń, że przestanę być marionetką żyjącą tylko po to by wykonywać rozkazy innych... moje samodzielne życie, moje normalne życie "dla samej siebie i ukochanego", życie bez zbędnego stresu, życie... moje wlasne- ono skonczyło się gdy wrociłam do domu rodziców... Teraz buduje się piętro domu rodziców... mam tam zamieszkać- ja i mój man... do niedawna myślałam, że cały stres opadnie jak się wyprowadzimy... ale jakoś dziś nagle moje złudzenia zostały rozwiane... moi zawsze się będą wpierdalać do mojego życia... bo w końcu jestem tylko po to by sprzątać, gotować i zbierać "zjeby" kiedy czegoś nie zrobię... a narzeczony? wychodzi z założenia, że on pracuje na 3 zmiany i to z jakiegoś dziwnego powodu upoważnia go do nieścielenia łóżka po sobie, wciskania gaci i śmierdzących skarpet po kątach pokoju, wymuszania, że mam mu zrobić kawę i narzekania dlaczego jest nieposłodzona, trzymania w pokoju brudnych talerzy z na pół niezjedzonym posiłkiem nawet parę dni po tym posiłku.... a ja jestem po to by to sprzątać... przerasta mnie to wszystko... i pomyśleć, ze wszystko było ok, nim się tu sprowadziliśmy... wcześniej to ja dostawałam kanapeczki i kawkę... a teraz to ja jestem służącą... nawet o pocałunek muszę się prosić... to się robi chore... robienie z siebie ofiary, bylebym czuła się winna i była na każde polecenie. Patrzcie... jest 13:19 a on śpi... mimo, ze wczoraj miał wolny dzień.... no tak... po co zajmować się czymkolwiek... lepiej marnować czas.... nie mogę na to patrzeć... najgorsze jest to, że nie mogę się rozwijać... wszyscy postrzegają to jako marnowanie czasu, bo po co mi może być język starogrecki? wiem, że nigdy nie pójdę na zaoczną filologię klasyczną do wrocławia, (zdaniem rodziny to bez sensu, bo kim można po tym być?) ale postanowiłam uczyć się sama wszystkiego, czego tylko mogę się dowiedzieć o starożytnej grecji i języku starogreckim (dialekt attycki)... mam tracić czas jak mój narzeczony i patrzeć godzinami w czarny ekran kompa? o nie... i staram się uczyć... nikt nie wierzy we mnie i to, że to opanuję... nikt nie wierzy w zasadność tej nauki... tylko to mnie uspokaja- nauka o mojej grecji. Tylko to pozwala mi zapomnieć o stresie.... szkoda tylko, że cały stres wraca gdy znów komuś coś nie pasi.... c.d. później.
  • quattuor

    quattuor

    25 września 2011, 15:44

    Proszę dodaj mnie do znajomych, gdyż chcę napisać Ci prywatną wiadomość :) Dziękuję !

  • TinyGirl

    TinyGirl

    25 września 2011, 14:08

    wprowadzenia się do mojego chłopaka i mieszkania z jego mamą.. już tam mieszkałam 2 tyg i nie wyobrażałam sobie powrotu w tamto miejsce .. sprzątanie/gotowanie/wysłuchiwanie teściowej -_-' szczęśliwie się złożyło że mój M kupił mieszkanie i mieszkamy sami.. niestety sprawa wygląda jak u ciebie, ciuchy porozpierniczane po całym mieszkaniu, na stoliku przed tv, w kuchni i parapetach góry brudnych talerzy papierków po słodyczach/popkornie/czipsach puste opakowania wrr.. od 1,5 roku kiedy mieszkamy razem ani razu nie zmył podłogi nie poodkurzał tym bardziej nie starł kurzy czy nie umył po cobie talerzy.. o czym ja mówię przecież nawet do zlewu nie moze ich włożyć.. najgorsze że nie wiem jak to zmienić... to bardzo smutne i przerażające jako perspektywa przyszłości.. teraz kończę studia za rok idę do pracy i szczerze nie wyobrażam sobie radzenia z tym.. wszystkim.. pozdrawiam! i bądź silna!

  • pauvrette

    pauvrette

    25 września 2011, 13:55

    Wiesz, ja miałam podobną sytuację ze swoim byłym chłopakiem. Nieraz mieszkał u mnie kilka dni i potrafił przespać pół dnia a widywaliśmy się tak rzadko, nie mogłam tego zrozumieć, rozmawiałam z nim, tłumaczyłam próbowałam zrozumieć... No ale potem było co raz gorzej. Spróbuj z nim o tym porozmawiać, poważnie. Niech pozna powagę sytuacji, niech zrozumie, że Cię rani, a nie rani się świadomie osoby, którą się kocha! Trzymaj się!

  • Taherba

    Taherba

    25 września 2011, 13:38

    no.