Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
geneza wszystkich problemów


to jest tak: musimy tu mieszkać i płacić:( i wiem, że muszę to wytrzymać i siedzieć cicho..dlatego czuje się bezradna... nie możemy się wyprowadzić:( mieszkamy w domu rodziców w moim starym pokoju (jak mieszkałam w poznaniu na stancji to w międzyczasie ten pokój już został przemianowany na ich sypialnię, czyli to ich pokój- tak mama mówi... dom był w zlej kondycji, trzeba było podjąć decyzję- albo robimy sam dach, albo budujemy poddasze użytkowe dla nas- i podjęliśmy decyzję, żeby nie marnować miejsca i zrobić to poddasza. Mama wzięła kredyt, ojciec mały kredyt, ja już mam swój z poznania, poza tym jestem bez pracy więc odpadam a mój narzeczony (narzeczony! nie  mąż!, to ważne) sprzedał ziemię, którą kiedyś kupiła mu babcia i z tego było 42 tysiące... i powstało piętro... ale wszystko było tak drogie, robocizna pochłonęła ponad połowę kasy- i trza było wziąć jeszcze jeden kredyt... i ten kredyt ostatni właśnie sprawił, że rodzice mają kasę na rachunki (do których się dokładamy oczywiście) no i na jedzenie- i na nic więcej... jest ciężko. I skoro tak jest to czy nie wypadało by kupować tańsze produkty a z niektórych zrezygnować? ciąć wszystkie wydatki? ale ONA tego nie robi i czasem nawet kupuje rzeczy zupełnie nie potrzebne np: dekoracje świąteczne. One oczywiście są super ale w naszej sytuacji o takich rzeczach się nie myśli. Jakiś czas temu kupiła sobie ciuchy za 250zł.... JA NA BUTY NIE MAM! CAŁĄ ZIMĘ PRZECHODZIŁAM W LETNICH PÓŁBUTACH! a ona sobie bluzeczkę za 100zł... kupuje zabawki dla wnuka, syna mojego brata(co jest oczywiście normalne... o ile te zabawki są na jego wiek i nie są drogie! w końcu liczy się gest... dziecko ma 2 lata a ona kupuje zabawki dla 7, 8-latka... np: wielki pistolet, a raczej karabin na wodę... za 50zł... ile za to można by kupić jedzenia dla nas? my nawet na paliwo nie mamy, żeby mój miś mógł jeździć do pracy.. Pożyczam od rodziców- zawsze dają... ale potem chcą zwrotu pieniędzy... Co do domu: kredyty musiała wziąć jeszcze mama mojego misia i babka (którą stać) też dała z 4tys... tyle osób się zaangażowało, a oni wciąż traktują go jak "obcego" a nie jak członka rodziny. Jesteśmy blisko podjęcia decyzji, o szybkim ślubie cywilnym..i mam w dupie, że wszystkie ciotki, kuzyni i wujkowie pewnie tego nie zrozumieją i się obrażą na śmierć....wtedy do nic dotrze, że mój miś to też rodzina.  Módlcie się, żeby starczyło mi siły psychicznej do przeprowadzki... i żeby udało się skończyć tą górę, bo póki co-stan surowy zamknięty, ocieplony połowicznie... podłogę będą dopiero wylewać i rury podłączać... już chcę tam mieszkać- mimo, że nad rodzicami- to jednak mieszkanie będzie nasze- tylko ja, mój miś, nasz pies, nasze potrzeby, nasze sprawy i nasze życie... bez ciągłego mówienia jaka ja jestem, co powinnam a czego nie. Już się nie mogę doczekać szpachlowania ścian i malowania... już to kiedyś robiliśmy z misiem, więc nim nam nie powie, że wprowadzamy się "na gotowe". Tak to wszystko wygląda.

  • marika333

    marika333

    25 marca 2012, 18:24

    Widzę,że masz trudną sytuację, ale ważne,że zaczęliście działać ,aby być razem. Kredyty to są straszne pułapki i nie każdego stać aby go spłacać, a jeszcze jak się nie ma pracy, to już wpada się w taka pułapkę kredytową... wiele osób tak ma.....a co do mamy, to chyba warto z nią porozmawiać i jasno przedstawić sytuację ,na co was stać a na co nie....czasami taka szczera rozmowa pomaga.. może ona sobie nie zdaje sprawy jak jest... w końcu jesteś jej córką...i powinno jej zależeć na Twoim szczęściu... Życzę wytrwałości i osiągnięcia celu.Pozdrawiam.

  • paolcia87

    paolcia87

    25 marca 2012, 17:10

    No to w takim razie zycze cierpliwosci i wytrwalosci... Powiem tak... W tych czasach bez kredytow nie ma szans na przetrwanie. Glowa do gory, bedzie dobrze:) "A po burzy przychodzi slonce... "