Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nowy miesiąc, nowe postanowienia i dziwna
dolegliwość...


Cześć Laseczki.

Na początek przyznam się bez bicia, że zaniedbałam moją dietkę i ćwiczenia. Jak pamiętacie stosowałam Dukana na początku października. Uderzeniówka szła mi dobrze. Nie wiem czy przez nadmiar białek, czy może przez otręby ale mój przewód pokarmowy się zbuntował.... Masakra. Biegałam do wc średnio 3 razy na godzinę. Myślałam, że się wykończę. Przerwałam Dukana. Wróciłam do "mż" i dupa!! Ciągle mnie coś kusiło. Przez większą część dnia jadłam dietkowo, przepisowo i zgodnie z planem a wieczorem "trzepanie lodówy" czyli wszystko co się da i to w jak największej ilości, następnie ogromne wyrzuty sumienia - ot takie błędne koło. Dzisiaj się otrząsnęłam. Wiem, wiem ostatnio też pisałam, że się otrząsnęłam a wyszło jak zawsze. Próbuję kolejny raz. Od dziś (nie od jutra) koniec z kompulsywnym obżeraniem się, ze słodyczami, piwkiem, winkiem i innymi pokusami. Mam kilka nowych postanowień. Oto one:

- mniejszymi krokami do celu - biorąc pod uwagę, że znowu zobaczyłam na wadze "trzycyfrówkę" (101,7 kg) mam zamiar pozbyć się jej właśnie w listopadzie. Pod koniec listopada chcę ważyć 96 kg (lub mniej).

- akcja "rusz dupsko" - przeprosić rowerek stacjonarny za to, że stoi ukurzony w kącie i przynajmniej pół godziny dziennie popedałować na nim. Oprócz tego 2-3 razy w tygodniu (w miarę możliwości oczywiście) odwiedzić siłownię.

- system motywacyjny nagradzanie siebie - (ściągniete od beci84) za każdy dietkowy dzień będę sobie płacić (A co!) 1 zł, za niedietkowy będę zabierać 2 zł, za przynajmniej pół godzinki rowerkowania + 1 zł, za wyjście na siłownię + 2 zł. Jeżeli w ciągu tygodnia schudnę mniej niż 1 kg + 2 zł, jeśli więcej niż 1 kg + 5 zł a gdy nie schudnę lub nie daj Boże przytyję -10 zł. 

Zawartość skarbonki będę mogła wyjąć dopiero ostatniego dnia miesiąca i wydać na to co chcę.


A teraz opowiem Wam o moim problemie. Problem jest poważny, bo zaczyna utrudniać mi normalne życie. Wydaje mi sie, że cierpię na nerwicę lekową. Odczuwam ogromny lęk przed utratą przytomności. Nieraz w życiu zdarzyło mi się zemdleć ale zawsze był tego powód (np. duszno w kościele, widok krwi czy smród w szpitalu). Teraz wystarczy, że jestem sama w supermarkecie, aptece czy urzędzie i zaczynam obsesyjnie myśleć, żeby tylko nie zemdleć. W jednym momencie robi mi się niedobrze, słabo, duszno i nogi mi się uginają. Zaczynam szybciej iść, rozglądam się gdzie by tu można usiąść na chwilkę albo pędzę ile sił do wyjścia. Za każdym razem towarzyszy temu przyspieszone bicie serca i paniczny strach... że zemdleję, że narobię publiki i że tak pewnie bedę leżała, bo nikt mi nie pomoże... Najlepsze w tym wszystkim jest to, że kiedy idę po tym samym supermarkecie z moim M. czuję się dobrze. Ale wystarczy, żeby oddalił si ode mnie na 5 metrów lub nie daj Boże zniknął mi z pola widzenia - jazda się zaczyna... Od 2 dni jestem na Persenie, nie palę i czuję się trochę lepiej. Czy któraś z Was spotkała sie z czymś takim??


Będę kończyć. Gratuluję tym, które dobrnęły do tego momentu. 

Buziaki

Ola.

  • Marzenie84

    Marzenie84

    2 listopada 2010, 21:31

    wybrać się do lekarza, może neurologa...miałam taki system i go przerwałam ale może zaczne znowu,

  • livebox

    livebox

    2 listopada 2010, 20:17

    Cześć Siwuchna, na reszcie jesteś! Byłam ciekawa jak dajesz sobie radę z panem Dukanem:) Skoro ta skarbonka to dobra motywacja, to trzymam kciuki!!! A co do tej nerwicy...miałam coś podobnego w dzieciństwie, ale z wiekiem mi przeszło.

  • migotka69

    migotka69

    2 listopada 2010, 19:38

    widzę, że nagradzanie w modzie! powodzenia!