Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
DZIEŃ 61; 17 DZIEŃ SB - Trza się trzymać dalej...


Celowo nie napisałam demotywacja. Bo powiedzcie mi co to za sprawiedliwość? Jadłam wczoraj bardzo dobrze! Zjadłam na kolację owsiankę. To był ten BŁĄD?! Wkurzyłam się, powiem Wam. 
Dlatego zaczynam codziennie biegać. I żeby mój luby nie mówił, że siedzę dupą do góry (on tego nie powiedział xD), to od jutra zwiększam dystans. Ale muszę się pochwalić, że dzisiaj swój dotychczasowy dystans (jakieś 2,5-3 km) przebiegłam cały! Dlatego od jutra zaczynam biegać większy. No i prawdopodobnie w czwartek jedziemy z Aśką po buty, więc też dostanę porządnego kopa ;)
Ale ważyć się rzeczywiście jutro nie będę. Ogólnie zróbmy sobie listę ZA I PRZECIW WAŻENIU SIĘ CODZIENNIE (zachęcam również do debaty w komentarzach xD)
ZA:
1. Wiem na czym stoję
2. Czuję, że mam odchudzanie się pod kontrolą
3. Wiem na co mogę sobie pozwolić
4. Nie czuję ciągłego stresu

PRZECIW:
1. Widzę każde najmniejsze wahnięcie się wagi
2. Kiedy z dnia na dzień nie schudnę, jestem zdołowana
3. Czasami dochodzi do tego, że mam manię ważenia się kilka razy dziennie (np. po posiłku)

Co o tym uważacie? Myślę, że wymieniłam wszystko co mi chodzi po głowie... Napiszcie mi coś o tym, bo już sama nie wiem.
Zobaczyłam dzisiaj niestety tak niechcianą wagę - 55,1. Pocieszam się jeszcze, że może być to kwestia tego, że się zważyłam rano. Ale ważyłam się przed i po bieganiu i to, że nic nie spadłam też mi nie poprawiło nastroju...
Oto dzisiejsze jadłospisowe plany:
śniadanie: 2 faszerowane łososie, kromka chleba, 2 kawałki żółtej papryki, 2 wafle ryżowe
[II śniadanie]: zupa szparagowa wellness
[obiad]: mięso mielone z groszkiem i kurczakiem zapiekane w jajku i serze żółtym
[podwieczorek]: coś się wymyśli
Tak więc oczywiście nie poddaję się i walczę dalej o 54, 53, 52, 51 no i najważniejsze: WALCZĘ O 50 KG... 
I nadal mam nad łóżkiem hamskie: WORK FOR IT, co mi naprawdę dodaje sił... :D Przynajmniej jeśli chodzi o wystawienie tyłka na pole kiedy wieje zimny wiatr - patrz dzisiaj... Jak przyszłam do domu i POSŁUCHAŁAM co dzieje się na polu, byłam zaskoczona, że się zmusiłam do wyjścia... :D
Także po prostu prę dalej do przodu. Jutro się NIE MOGĘ ważyć, bo chyba się załamię, ale mam nadzieję, że jakoś mi to pójdzie w dół. MUSI. 
Poza tym mam wiadomość której zapewne nie pochwalicie, ale nie zamierzam zmieniać zdania, więc mnie nawet do tego nie przekonujcie: zamierzam w piątek pościć od wszelkich pokarmów. Czyli przyjmuję tylko płyny. Jest to postanowienie związane z Wielkim Piątkiem, czyli z umartwianiem się a jednocześnie i z tym, że uważam mimo wszystko, że posty oczyszczają organizm i wprowadzają sporo dobrego. Jak będę miała książkę, bo na razie jej z mamą i Aśką nie znalazłyśmy, to wrzucę tutaj parę dobrych rad z książki Michała Tombaka - bardzo mądrego człowieka.
Dobra, to tyle na razie. Kolejne wiadomości z placu boju już wkrótce :P
Pa, chudziny :*


  • mamuska16072008

    mamuska16072008

    26 marca 2013, 11:14

    co do POSTOWANIa. nie bede Cie zniechecac, bo jak piszesz decyzja podjeta:) dla mnie to zbyt wielkie wyzwanie. ja bym tak nie mogla. ale mam nadzieje,ze nie spodoba Ci sie to az tak,ze bedzie po kilka dni ciągnęła;)

  • mamuska16072008

    mamuska16072008

    26 marca 2013, 11:12

    z tego co napisałaś, zdecydowanie odradzam codzienne wazenie sie. ale ja sama sie tak waze! kilka razy udalo mi sie 4 dni powstrzymac:D teraz sama nie wchodze na wage do soboty, ale wlasnie z obawy,ze przytylam. ale to dobrze. bo po co sie zalamywac??