Po raz kolejny i na pewno nie ostatni. A co się będę zarzekać. Przytyłam przez wakacje około 4 kg, kilogram już zrzuciłam od poniedziałku, ale tak śrubkę przykręciłam, że rano, jak czesałam córkę do szkoły usłyszałam: MAMO!!!!! Ale ci w brzuchu burczy!!!! No! Cały czas... Racje żywnościowe pomniejszone i żołądek kwiczy.... Tylko jeszcze orbitrek smutny w kącie stoi, ale już niedługo!! Niech się boi, bo jak z taką masą wkroczę to aż skrzypiał będzie.
Przeżyliśmy w rodzinie kilka zmian. Dwójka średniaków jest w przedszkolu, najstarsza w pierwszej klasie... Tylko Miśka nie pozwala mi zniknąć z oczu. Drze się jak oszalała jak tylko znikam! I zasuwa na czterech - gdzie ja tam ona. Ja prasuję, ona siedzi pod deską i- broń Boże! nie ruszaj!. Starszaki ją targają po całym domu, potem muszę jej szukać. Jeszcze chwila i sama zacznie biegać!
Mam możliwość pracy po kilka godzin w tygodniu, tzn. tak naprawdę to wreszcie dostanę kasę za to, co i tak już robię od dłuższego czasu, tylko za free.... I będę miała powód żeby się wymalować, ubrać sensownie i z domu uciec. Dość już mam tych wiecznych dresów i koszulek wymemłanych prze któreś z dzieci! Tylko samochodem będę musiała jeździć a dla mnie to ostateczność. W sumie jeździć umiem, tylko samochód duży (duża rodzina to i samochód duży - dobrze że nie autobus;)) i jakiś taki "lipny". Tak sobie myślę że jesteśmy skazane na wieczność na Vitalii, tzn. przynajmniej ja. Może trochę głupio pasek poprawiać w górę, ale to też jakaś motywacja. Dobrej nocy! I paski w dół!
Gaila
9 września 2010, 18:02Ja zakładam swoją wieczność tutaj. Za kilka miesiecy będziemy chudzinkami wspominajacymi grubsze czasy i wspierającymi nowe odchudzaczki. Co jakiś czas tylko (po świętach itp) będziemy walczyć z niewielkim nadbagażem. Wiem że się uda, wielu się przeciez udało - to dlaczego nie nam?