No i stało się, Miecia wsiadła na rower. Pedałowałam 1 h. Potem wzięłam psa na spacer, a nogi miałam letkko miękkie. Tak się rozkręciłam na tym rowerze, że po spacerze pokręciłam jeszcze 20 min hula hop. Dobrze, że idąc dzisiaj do pracy nie wirowałam biodrami. W czasie jazdy na rowerze czułam jak dekagramy spadają z mojej brzusznej oponki zsuwają się po rowerze na asfalt. Powiedziałam im do widzenia france, a nie do zobaczenia. W cholerę z nimi.Uczepiły się mojego tyłka i myślą, że będą w nieskończoność na nim żerować? Niedoczekanie ich. Zwierzyłam się Wam kochane z tej chęci pójścia na rower i patrzcie, wypadało słowa dotrzymać. JESTEŚCIE VITALIANKI MOIM DOPINGIEM. Ufff, brakuje mi czasem cierpliwości jak nie widać efektów. Ale co tam, nie poddam się jakem Skorpion. Nie może nas żarcie pokonać. razem damy radę.Pozdrawiam M.S
Ps. Dzisiaj też w planie rowerek, a co dam radę.
linda.ewa
9 czerwca 2010, 19:48Jęśli chodzi o ćwiczenia to na imię mam leń!!!
volciara
9 czerwca 2010, 13:11oby tak dalej :)))
marysia1581
9 czerwca 2010, 10:17Miecia ale szalejesz... ale się uśmiałam tak fajnie to napisałaś.... J tez skorpion..
Alianna
9 czerwca 2010, 09:52A niechże Ci się uda, entuzjazm nie opuszcza, a oponka zniknie. Pozdrawiam ciepło!