Dziś sukces – udało mi się biec tak wolno, że tętno zeszło do II zakresu. Do tej pory było to nieosiągalne, bo nie znoszę tak się wlec. Teraz udało się utrzymać średni puls 148, i to przy tempie 5:47 czyli poniżej 6:00, które dla takiego tętna szacowałem.
Czemu taki trening? Po pierwsze w przygotowaniach do maratonu (i nie tylko), trzeba ćwiczyć skuteczność pozyskiwania energii z przemian tłuszczowych, na niskich intensywnościach. Im dłużej się to robi, tym efektywniej ten mechanizm działa. Po drugie wciąż miałem zakwasy* po wtorkowych ciężkich tempówkach i środowym basenie, który mnie dobił bo robiliśmy głównie nogi. Dlatego zdecydowałem się na bieg w tempie prawie-że-recovery. Było dobrze, 12 km z czego połowa po lesie (już po zmroku, więc trzeba uważać na równowagę). Gdyby całość była po chodniku, tętno byłoby jeszcze niższe (albo tempo wyższe).
Z góry świecił jak latarnia księżyc w pełni (albo prawie), ale w gęstszych partiach było widać niewiele i chwilami wbiegałem w prawie czarna ciemność, próbując nie zgubić ledwo widocznej, wijącej się ścieżki, nie wpaść na drzewo i nie skręcić kostki na nierównościach. Ściszyłem muzykę i dało się słyszeć, że w lesie wieczorną porą wzrasta aktywność zwierząt. Zdałem sobie sprawę, że na wypadek spotkania z dzikiem muszę mieć krótki czas przejścia do sprintu, dlatego całkiem wyłączyłem mp3 i wsłuchałem się w odgłosy natury. Fajnie tak biec nie wiedząc, co będzie za 5 metrów i nie martwić się tym. Kilka razy zawracałem, bo ścieżka kończyła się w trzęsawisku.
Cały czas dobrze kontrolowałem tętno i udało się to pięknie, poza podbiegami i zbiegami utrzymałem w zakresie 145-150. Zresztą zobaczcie sami. Aż nie wierzę, jak nie ja, minęło chyba z pół godziny zanim w ogóle zacząłem się pocić. Potem kawałek asfaltem, znów lasem i zwyczajowa niespodzianka – w którym miejscu osiedla znajdę się tym razem po wybiegnięciu z lasu? :) Pętelka po osiedlu i do domu. Dziś odebrałem BCAA, podpatrzone u Mr Havocka, więc zażyłem zaraz po zdjęciu butów. Potem rozciąganko, kolacja, prysznic i takie tam.
Kolejny dobry sportowy dzień za mną. Do tego na wadze kolejny kg mniej. Można iść spać. Dobranoc :)
*) przypominam / informuję, że zakwasy nie mają nic wspólnego z kwasem mlekowym - to tylko potreningowe mikrouszkodzenia mięśni, pytać Google'a o DOMS.
strach3
1 lipca 2014, 18:58Hehe, właśnie wyznaczono mi strefy treningowe w oparciu o test na progu mleczanowym i widać, że to był wręcz I zakres. Hurraaa, potrafię zejść do I zakresu!
Havock
14 czerwca 2014, 09:30I prawidłowo :)
curly.wirly
13 czerwca 2014, 17:10Zaispirowana Twoim wpisem pobiegłam dziś też w II zakresie 10km. Mam niedosyt, mimo pięknych okoliczności przyrody i audiobook'a ;)
strach3
13 czerwca 2014, 17:25Po II zakresie niedosyt jest zjawiskiem oczekiwanym i wskazanym :) Dzięki temu w niedzielę będzie lepsza motywacja. Ja jutro o 9:00 wyjeżdżam i do tego czasu chcę już być po 20 km, więc niedosyt mi się przyda.
curly.wirly
13 czerwca 2014, 18:14:) racja, prawdę mówiąc myślałam żeby znowu dziś pobiec, krótko na 30 min, ale się powstrzymałam. Miłej 20stki!