Waga minimalnie drgnęła, ale zawartość tłuszczu...! Masakra, podskoczyła o 3 procent. Trudno się dziwić - dwa wciągnięte pączki musiały zostawić ślad. Jednego kupiłam sobie sama (bo pomyślałam, że raz w roku można :) a drugiego dostałam od męża. No i poległam...
Dzisiaj nowy dzień i nowa próba. Na śniadanko dwie kromki z chlebka ziarnistego z pastą jajeczną (6 gotowanych jaj startych na łezkach, 10dkg sera białego półtłustego, 3 łyżki jogurtu naturalnego, 1 łyżka majonezu, szczypior, sól, pieprz) i do tego kawa z mlekiem. Do pracy wezmę serek wiejski z pomidorem i jabłko, na obiadokolację zjem spaghetti z wędzoną makrelą. Taki jest plan, a co z niego wyjdzie??? Zobaczymy :)