Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
O poczynaniach krótkodystansowca. O objawach
niechciejstwa. O projekcie: "Zrób scenę. Zacznij
żyć."




Chciałam dodać smętny wpis, bo jeszcze do południa byłam bardzo bardzo smętna. Bo zawaliłam, o czym potem.Jednak wpis jednej vitalijki piętnujący nasz sport narodowy jakim jest marudzenie i memłanie, że się nie chce albo nie da rady, skutecznie mnie od tego planu pierwotnego odwiódł.

Krótkodystansowiec c.d.- stało się, obudził się. Trzy dni temu przetarł oczy, ziewnął i stwierdził że jest głodny. Zrobiłam mu śniadanie, syte i średnio zdrowe. Miałam usprawiedliwienie bo przyjechał też wujek Okres, komunista jakich mało. On lubi pogadać z krótkodystansowcem ale nie o polityce, a o jedzeniu. O słodkim jedzeniu. O dużej jego ilości.
Na gadaniu się nie skończyło.
Najpierw miało być zdrowo, żeby zaspokoić tę nagłą ochotę na słodkie, więc zjadłam dużo rodzynek i orzechów. Całkiem dobry wybór, prawda? Trochę za dużo ale wciąż w normie. Ćwiczyć jakoś mi się nie chciało. Nauki dużo, więc zamiast tonąć w pocie, tonęłam w notatkach. Wujek z Krótkodystansowcem poszli spać.
Rano byli w kiepskich humorach i raczej zestresowani, bo szłam na kolokwium. Nie wyspałam się, nie douczyłam i taka historia. Dałam się im namówić na snickersa. Cały dzień jakiś senny. Wieczorem zaś, w porze kolacyjnej wybraliśmy się razem po bagietkę czosnkową. Och. I chałwę. Zjadłam to wszystko, bo bardzo mi smakowało i miałam przemożną ochotę. Od bagietki i chałwy nikt nagle nie utył.
No ale właśnie. Od jednej może nie. Ale nie w tym była rzecz.
Pomyślałam- nie może tak być, że jakaś zachcianka mną tu rządzi. Że się wpycha durnym dupskiem w mój mózg, siada na ławce, macha nogami i mówi mi jak rozpieszczony bachor- kup mi chałwę. No i ja jej kupuję.
A powinnam powiedzieć- nie kupujemy chałwy, mamusia nie ma pieniążków, zjedz sobie jabłuszko.
Zaczęłam obserwować jak moje ciało reaguje na takie obżeranie. Zupełnie bezsensowne. Do komputera, zajmujące ręce za to niezajmujące mózgu. Jak reaguje to nieszczęsne, wciąż nie tak wymarzone ciało? Ano niechciejstwem.

Znam ten schemat i wiem, że wiele z was go ma, być może któraś zdiagnozuje go sobie tutaj razem ze mną. Moje drogie, po takim haniebnym występku, po trybie pożeracza objawy są następujące: (nie mówimy o patologiach, palcach w gardle i innym okropieństwie)
-nic ci się nie chce
-masz poczucie że zawaliłaś, albo gorzej:
-masz poczucie że i tak już zawaliłaś, więc pozwalasz sobie łaskawie na jeden dzień "rozpusty" bo i tak beznadziejnie zaczęłaś
-ale nie wiesz, że po nim drugi dzień rozpusty nadchodzi szybko, niespodziewanie, zastaje Cię w domowych pieleszach lub gdy mijasz cukiernię, piekarnię, sklep- bo w sumie dlaczego masz sobie odmawiać czegoś dobrego/ nie będziesz na diecie całe życie/ możesz pozwolić sobie na deser/ miałaś stresujący dzień/ ktoś Cię zasmucić i się chcesz pocieszyć
(Serio? Jedzeniem się będziesz pocieszać? Pączek wyciągnie magiczne drożdżowe ręce, pogłaszcze Cię, przytuli i powie- hej, głowa do góry?
Nie! On Cię nie pocieszy. Powiem Ci co zrobi. Walnie Cię pięścią z utwardzonej marmolady prosto w żołądek. Nie sprawi że poczujesz się lepiej. Uwierz mi.
Ps: pączków nie jadam, on jest personifikacją (pączkonifikacją?) wszystkiego dobrego co lubisz tam sobie pochłaniać.)
Ad rem- więc czujesz się źle i wiesz, że zawaliłaś. A może wiesz coś więcej? Że jesteś beznadziejna albo że i tak jesteś za gruba. Już myślisz źle. Już myślisz destrukcyjnie.
Ja ponadto po takiej uczcie mam ochotę się już tylko położyć i spać. Nie zrobię nic wartościowego a już tym bardziej nie poćwiczę.
Nie ćwiczę i to jest mój błąd,

Bo to właśnie ćwiczenia dają Ci takiego samego powera jakiego da Ci ta głupia kostka czekolady. Bo kiedy jesteś już cała czerwona, spocona i dumna, wiesz że właśnie zrobiłaś dla siebie coś dobrego, że ta droga drogą dobrą jest
I nie masz ochoty z niej schodzić.
Żeby kupić baton babeczkę lub durną bagietkę z czosnkiem, nie wiem jak pachnącą. Nie i już!

Dziś znów mój dzień był tym dniem memłacza. I znów bym tylko jadła, nic nie robiła, stresowała się i spała. Mea culpa, mea maxima culpa. Ale na miły Bóg! Nie może tak być. Z wielkim ale to wielkim trudem przemogłam się i zrobiłam trening.
Jak ręką odjął. Jak nowo narodzona.
Pot jest wodą święconą dla diabłów smutków i stresu. Naprawdę!
To jest to co daje mi moc, napędza i sprawia że chce się działać dalej.

Prosiłam was w poprzedniej notce, żebyście nie budziły krótkodystansowca.
Ale teraz jestem mądrzejsza.
Jeśli macie w sobie krótkodystansowca i on śpi, a wy dietkujecie sobie cichutko, byle jak i tak tylko żeby nie zauważył, to mam dla was radę.
Obudźcie go. Bez litości. Zabierzcie mu kołdrę, łaskoczcie w stopy, wylejcie mu wodę na śpiący łeb. A gdy wstanie, wściekły i zły i zacznie domagać się hołdów z czekolad czipsów i podwójnej porcji serca, nawrzeszczcie na niego, wyrzuccie go z domu, zróbcie mu scenę, wywalcie przez okno wszystkie jego rzeczy (batoniki, czekoladki, słodkie pierdółki, marnotrawione minuty przed kompem, lenistwo, złośliwość).
Potem wskoczcie w dres. I wywalczcie siebie.
Wymówki są łatwe. A nie ma być łatwo.

ZRÓB SCENĘ. ZACZNIJ ŻYĆ

-Amen.
-Panie Boże zapłać




  • holka

    holka

    6 lutego 2014, 12:05

    Świetne :) będę czytać nie raz,nie dwa....i dzięki temu będę bezlitosna :D

  • liliana200

    liliana200

    5 lutego 2014, 17:24

    Ja też żałuję, że na biologi nie uczyli nas sensownych rzeczy tylko wykładali nam stek niepotrzebnych bzdur. Szacun za wykonany trening!

  • Tetris

    Tetris

    1 lutego 2014, 19:41

    Dafuq - poczytałem pare twoich wpisów. Dobrze postrzelona jesteś:D Lubie to:P

  • Taritt

    Taritt

    29 stycznia 2014, 21:36

    Tak! Natchnęłaś mnie! Już ja mu dam popalić! ...Jutro! :D

  • Tetris

    Tetris

    29 stycznia 2014, 13:00

    Jak by było łatwo, to by nie było satysfakcji:)

  • liliana200

    liliana200

    27 stycznia 2014, 22:40

    hm... nie wiem co....od tak mam czasami takie zrywy umysłu. Świadomość pokazuje mi jasne światło i krzyczy ŻYJ!!!

  • pollla

    pollla

    27 stycznia 2014, 12:46

    Coś tam skrobnę pewnie.

  • pollla

    pollla

    27 stycznia 2014, 12:41

    Ha!Żeby było śmieszniej to piszę ja.Ja która z instynktem macierzyńskim nigdy się nie spotkałam.On zawsze w inna stronę jechał niż ja!

  • liliana200

    liliana200

    26 stycznia 2014, 20:51

    Yyyy nie mam pojęcia :) Ja po prostu lubię gotować. Mój mąż zabrał całą miskę sałatki z pesto która została i wcina. A na zdrowie niech się naje :) Mi też smakuje zwłaszcza samo pesto mniammm.

  • WildBlackberry

    WildBlackberry

    26 stycznia 2014, 20:00

    no a goła pupa i nie mała :D taka normalna! o!

  • ibiza1984

    ibiza1984

    25 stycznia 2014, 23:44

    To jeden z lepszych wpisów jaki czytałam w ostatnim czasie. Błagam Cię pisz częściej!! Nawet nie wiesz jak dobrze to na mnie działa (mięśnie brzucha:D).

  • mili80

    mili80

    25 stycznia 2014, 09:19

    Uwielbiam Twój sarkastyczny styl pisania :))) Bierz się kochana w garść i do dietki marsz!!! buźki :*

  • MissPiggi

    MissPiggi

    24 stycznia 2014, 22:41

    Kurczę ja dziś odpuściłam, dostałam @ i teraz po przeczytaniu Twojego wpisu doszłam do wniosku, że cienki bolek ze mnie... Kurczę...

  • aleksanderka1992

    aleksanderka1992

    24 stycznia 2014, 22:18

    Przyjemnie się ten wpis czytało. A jak wyobraziłam sobie tego pączka ha ha. Świetne:) Dużo mądrych rzeczy napisałaś. Ja dzisiaj miałam wielką ochotę na bagietkę czosnkową. Przechodziłam koło niej i nawet na nią nie spojrzałam. Odwróciłam głowę. Pognałam przez sklep po to, po ca na prawdę przyszłam. Niestety często przegrywam tę walkę.

  • liliana200

    liliana200

    24 stycznia 2014, 20:44

    Super samiec czyli Pan Czekoladka - wymiata jak Jillian - powaga - daje czadu! Programów ma tyle, ze jest w czym wybierać - ja pościągałam parę na kompa co by nie było gdyby net siadł i schował się w szafie :) Spróbuj a potem daj znać jak było - czy powalił cię na kolana i błagałaś o litość czy chciałaś jeszcze :D

  • pollla

    pollla

    24 stycznia 2014, 19:53

    Co Ty nie rób tego.Ja pisze jedną ręką bo leżę pod trzema pierzynami.Jak mnie nie zamrozi jutro to pogadamy jeszcze, jak nie to żegnaj;)

  • liliana200

    liliana200

    24 stycznia 2014, 10:51

    Hm a teraz czuję się jam małpa wredota co ci nie pozwoliła dodać marudzącego wpisu jaki chciałaś na początku - no trudno niech mnie diabeł ukaże - najlepiej święconą wodą co by nie było ze i ja siedzę na kanapie z pączkiem w ręku! Nie nie, ćwiczę cały czas jak mały samochodzik zapierdalam byle tylko wytopić słoninkę :) Niech Bóg ci świadkiem i Ja, ze ćwiczymy, niech pot się leje nawet ciurkiem po rowku z tyłu po 4 literach :) Amen

  • pitroczna

    pitroczna

    24 stycznia 2014, 10:03

    swietnie sie czyta to co piszesz! :D od razu mi sie cwiczyc zachcialo ;)

  • Wiyue

    Wiyue

    23 stycznia 2014, 22:40

    Pączków na kilka dni po tej pączko-personifikacji mi się odechciało. Krutkodystansowca swego wystawiłam za trzwi. Niech spier***a ! ( znaczy się, odejdzie gdzie pieprz rośnie)

  • pollla

    pollla

    23 stycznia 2014, 22:39

    :)))).zostałam zjedzona, przememłana i wypluta.Jak żem śmiała tak napisać!!Tekst "Pot jest wodą święconą dla diabłów smutków i stresu" jest zajebiaszczy.W ogóle szacun, aaaa i świetnie piszesz.Nie za dużo cukru?Jak za dużo to mogę coś dorzucić ostrzejszego:P