Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
O shredzie, tacie i zakazie zatrzymywania



Wpis dodaję, bo gdy piszę to się bardziej pilnuję. Moje nazi "ja" stoi nade mną z karabinem i mówi albo dieta albo kulka! No to nie mam wyboru, nieprawdaż?

Minął styczeń i to co udało mi się i traktuję jako sukces- to ukończenie 2 levelu shreda. Nie o to chodzi, że on jest jakiś ciężki. Wszyscy wiemy że jest spokojnie do podołania, spocić się można ale ani nie wywraca Ci flaków na drugą stronę ani też nie zabiera za dużo czasu. Jednak przede wszystkim shred polega na systematyczności. Czyli mojej achillesowej pięcie. Bo:
Kto pamiętnik śledzi mój
Wie żem ja leniwy gnój
nie no przepraszam, ale tylko to mi się zrymowało  Albo jeszcze coś gorszego <nigdy nie rozumiałam tej minki ale tu wyjątkowo pasuje :D>
Więc to było to czego mi potrzeba. 20 dni treningu to już brzmi całkiem fajnie. Miałam przerwę w levelu 1 (gdzies pomiędzy 3 a 4 dniem i potem między 8 a 9) za to level 2 wykonywałam dzień w dzień. Dla mnie, krótkodystansowca to jest już coś.
Nie opuściłam nawet shredowania podczas weekendu u chłopaka, a zawsze ale to zawsze jak do niego przyjeżdżałam były to dni odpuszczenia i diety i ćwiczeń. Minus- butelki z wodą zamiast hantli to nie jest wygodne rozwiązanie. Jak ktoś z was chce zaczynać shreda i hantelków nie ma- niech sobie kupi. Wygoda, wygoda, wygoda! No i od razu czujesz się jak sportowiec a nie jakaś wywłoka okazjonalnie wyciskająca do góry butelki Nałęczowianki :D
Chłopak bardzo zadowolony z moich ćwiczeniowych postępów (tyłek się unosi i inne takie bajery, wiadomo o co chodzi ) A nawet hi-hi wychodząc spod prysznica przez uchylone drzwi do jego pokoju zauważyłam, że oderwał sie od nauki i dawaj ciśnie na podłodze pompeczki :DD Chyba go zmotywowałam! Nie chcialam mu przeszkadzać, więc szybciutko wróciłam do łazienki i podziękowałam w duchu św. Hubertowi od fitnessu, że go natchnął

Także teraz cisnę level 3, problem jeno że wracam dziś do domu gdzie hantelków brak więc chyba pierwsze co zrobię to polecę do sportowego i się zaopatrzę. Albo zrobię ładne oczy i poproszę tatusia. A tatuś przecież nie odmówi córeczce

W ogóle mój tata. Ech. Gość jest po zawale (przeszedł w okolicach 50-tki, przecież jeszcze młody chłop...) pali jak smok, źle się odżywia i nic się nie rusza!!! Wcześniej jakoś nie zwracałam na to uwagi ale teraz jestem trochę przerażona. Mama się stara jak może. Robiła śniadanka- a on tylko kawa rano. Gotuje mu zdrowe obiady,  po tym zawale to w ogóle duszone mięska, warzywa na parze i takie tam.
A on co- do sklepu i kupuje sobie słoiczek smalczyku bo go lubi. No litości. Mama ukradła mu smalczyk i dała kotom :DDD FIGA Z MAKIEM a nie smalczyk, tatko!!
Przez pół roku miał zajawkę na basen, chwalił się ile to długości nie przepłynął bez zatrzymywania to jak mały chłopiec normalnie XD ale cieszyłyśmy się z mamą że coś z sobą robi. A teraz znów nic. Do pracy ma 500m. ale jedzie samochodem. Mama zawsze chodzi pieszo i naprawdę to jest przecież kilka minut.
Kupił sobie strój na rower. Durny ojcowski łeb- wszystko ma- koszulkę, spodenki, rękawiczki nawet (o losie!) tylko... roweru brak :DDDD jeździł na moim
Oglądam sobie tego Biggest Losera i widzę jak faceci po 50 wracają do formy. Jak odzyskują jakąś pasję i radość życia. I myślę, może spróbuję być takim Jillianem i Bobem w jednym i kopnąć tego rodziciela w dupsko.
Także spróbuję coś z nim zrobić. Oooo może być pewien że tego nie zostawię.

W sumie nie wiem czemu o tym piszę, to miał być trochę inny post ale tak zawsze się czymś rozproszę i masz babo placek- cały akapit biadolenia :D

Chciałam rzec jeszcze że mam sobie w otchłani dysku zdjęcie. Motywujące, bo moje- z marca zeszłego roku. Wtedy zrobiłam luty bez słodyczy. Ćwiczyłam. W marcu wyglądałam całkiem nieźle. Gdzie jest ta sylwetka? Nie ma! Nie ma bo się zatrzymałam. Bo wymówki.
Tym razem wiem, że dotrwam nie tylko do marca ale dalej. Do kwietnia. Do maja. Do kuźwa kwitnących gałązek jabłoni pachnących obłędnie że głowa boli. I będę przechodzić koło nich z głową podniesioną, bo się nie zatrzymałam tak jak wtedy!

JEDZIEMY Z TYYYYYM KOKSEEEEEM!!! Zakaz zatrzymywania!!! Jeśli właśnie zaprzestałaś. Bo sesja, praca, mąż Cię wkurzył. Bo zła koleżanka, bo samochód ochlapał brązowym pośniegowym błotem to błagam Cię zacznij znów. Nie ma zatrzymywania. Zakaz. Bo znajdę Cię, wyrwę Ci rękę i będę Cię nią okładać po głowie.
Zrobię to.






  • ascara

    ascara

    17 lutego 2014, 12:14

    U Ciebie nie wątpię, że widać zarys mięśni, poza tym ja mam spory nadbagaż i przez to u mnie nie ma och i ach :), ale ćwiczyć nie przestanę:). W końcu i u mnie będzie coś widać:).

  • aneeeczkaaa

    aneeeczkaaa

    13 lutego 2014, 01:20

    ok. przeraziłaś mnie tym wyrywaniem ręki i biciem po głowie. a co do brania mnie przez choróbsko - to już za późno na zapobieganie :)

  • ewela0406

    ewela0406

    6 lutego 2014, 13:35

    Wpis fenomenalny no i dajesz czadu

  • holka

    holka

    6 lutego 2014, 12:16

    No ja Cię....dajesz czadu! Tatę motywujcie...nie odpuszczajcie...papierochy niech rzuci i dba o siebie,bo ma dla kogo i to mu trzeba uświadamiać jako element motywacyjny...może pomoże...Powodzenia Terminatorko! :)

  • liliana200

    liliana200

    6 lutego 2014, 10:37

    Hahahaha znajdź mnie :P Mój tatko też wszystko kupił na rower i rower też. Śmiga na nim non stop tylko do pracy już w samochód się ładuje bo za daleko i jeszcze kompanów podróży po drodze zabiera. Także 5 chłopa na jednym rowerze by się nie zmieściło. Sezon rybacki - ciągle rowerem i z wędką pod pachą. Teraz dokończ level 3 i będzie cacy.

  • pitroczna

    pitroczna

    6 lutego 2014, 10:20

    uwielbiam Twoje wpisy :) ide biegac wieczorem, nie ma bata :D