Dzień zaliczam do udanych ;) po porannych pomiarach - dumna z siebie - grzecznie wypełniłam plan dnia - i ćwiczenia i dieta bez zarzutu...
mimo to, mam jakieś dziwne uczucie, że mogłam zrobić więcej... jakoś dieta i rowerek na razie nie dają mi za mocno w kość i boję się, że jest za łatwo... że powinnam wszystko - bardziej ;) bardziej cierpieć, więcej ćwiczyć...
niestety mój synek mi na razie na to nie pozwala (dziś próbowałam jeździć przy nim i zabarykadowałam się poduchami w koło rowerka, ale mój synek dzielnie próbował się na nie wspiąć i co chwilę musiałam wstawać z rowerka i przenosić młodego na drugi koniec pokoju, po czym za chwilę łobuz znów był przy poduchach), tak więc jeżdżę tyle na rowerku, ile mój łobuz śpi... z wyjątkiem wieczorów... bo po całym dniu zajmowania się domem i moim raczkującym szkrabem - po prostu nie mam już na nic ochoty... i może tu jest pies pogrzebany? może mam wyrzuty sumienia, że właśnie siedzę z tyłkiem na kanapie, zamiast ćwiczyć... przecież synek już grzecznie śpi...
z drugiej jednak strony nie mogę dać się zwariować i czas na odpoczynek też mi się należy... prawda?
jak myślicie?
LenaRZ
3 lutego 2016, 23:55Nie miej wyrzutòw sumienia . Bardziej może się nie dać , jak są efekty to nic nie zmieniaj. A kojec jest super.... Mòj siedział w kojcu z kupą zabawek i był bezpieczny a ja gotowałam. Spròbuj może się udać. Na więcej i bardziej przyjdzie czas oszczędzaj siły :)
Anulka_81
3 lutego 2016, 22:36Musisz znaleźć złoty środek, ja jeżdżę zazwyczaj wieczorkiem, wtedy oddaję najmłodszego pod opiekę taty i pedałuję :-) A może wkładaj go do kojca/łóżeczka i wtedy jeździj, buziaki