Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
i'm lazy and I know it...



Witam Was Vitalianki,
W końcu, po długim okresie, jedynie czytania Waszych pamiętników założyłam swój i po długim wyszukiwaniu wymówek dokonuje pierwszego wpisu... Dziś zaczynam swoją walkę od nowa, jakiś czas temu zrzuciłam kilka ładnych kilogramów, poczułam się lepiej, a teraz czuję, ze to zaczyna wracać, jakoś tak po cichu, przez niedomknięte drzwi, przez uchylone okno, bezszelestnie, niepostrzeżenie, pewnie zanim się obejrzę będę ważyła 70 kg. Jestem tym totalnie wystraszona i próbuje wszystkiego, żeby te straszne kilogramy nie wróciły, były moją zmorą, przyczyną depresji, unikania świata, poczucia, ze jestem gorsza i niezauważana. Moją zmorą jest objadanie się pysznościami (jest ciasto, nie ma opcji, żeby zniknął kawałek, znika cała blacha...) Staram się zwalczyć tą potrzebę jedzenia ponad miarę, szczególnie potrzebę jedzenia wieczorem, w  stresie, z nudów i rzeczy, obok których obojętnie przejść nie umiem. Ostatnio codziennie zdarza mi się jakaś porażka, wpada jakieś nieplanowane jedzenie, psuje mi cały dzień. Staram się liczyć kalorie, rano w planie zawsze mam 1200-1300, potem wychodzi nawet 1800-2300... Co tu dużo gadać, jestem dla siebie zbyt pobłażliwa. Był czas, ze nagradzałam się za kilka dni diety np szarlotką pełnoziarnista, bez cukru, małym kawałeczkiem, potem to nagradzanie stało się codziennością, a za kilka dni nagradzania się zaczęłam się karać dietą. Wcześniej schudłam dzięki regularnemu jedzeniu, dużo warzyw, mało węgli, bez objadania się, małe porcje, unikałam niezdrowych rzeczy, podjadania, czasem ćwiczyłam, później było coraz trudniej.W końcu zauważyłam, że powoli wraca jakiś wałeczek, jakoś tak się zaokrągliłam, ze nie wspomnę, ze moje mięśnie chyba całkowicie zanikły pod wpływem kanapingu, siedzącej pracy i odkładania wszystkiego na jutro. Od dziś muszę się za siebie wziąć, a oto moje postanowienia:
1. codziennie dokonywać wpisu w pamiętniku
2. planować swoje posiłki wcześniej, zapisywać co zjadłam każdego dnia
3. zjadać tylko jeden kawałek szarlotki/sernika (i'm love it...)
4. nie przekraczać 1300 kcl,
5. 3 razy w tygodniu biegać 
6. 2 razy w tygodniu ćwiczyć z Chodakowską
i na razie tyle, jeśli uda mi się to przez miesiąc, wprowadzę kolejne punkty.
Dążę do zrzucenia 5 kg, polepszenia swojej formy fizycznej, wzmocnienia mięśni
oraz do tego, żebym w końcu powiedziała sobie w przymierzalnie w sklepie przymierzając spodnie, że wyglądam fajnie...że mój tyłek, nogi i boczki są ok.

Trzymajcie za mnie kciuki Dziewczęta...
Dziś nie dodam swojego jadłospisu, bo trochę wstyd zaczynać od jadłospisu z kolejną wpadką...