dzień zaczął się dobrze, bo to piątek...wiec nie myślę nawet, ze coś może pójść nie tak. Piątek, jak sama nazwa mówi, jest już z natury dniem dobrym :) bo od 14 zaczynam weekend...
Poranek ok, kawa, szarlotka...
(na szarlotkę mam patent, była cała blacha szarlotki, z ciasta pełnoziarnistego, bez cukru, z dużą ilością jabłek... tak było w poniedziałek. Wiedziałam,ze jak ktoś jej przede mną nie ukryje, to jestem zdolna zjeść wszystko w jeden dzień. Wpadłam na pomysł,ze pokroję ją, a następnie zamrożę te kawałeczki, codziennie będę rozmrażała jeden na kolejny dzień, na śniadanie...Tak też, chroniąc szarlotkę przede mną i siebie przed szarlotką, mając pewność, ze na pewno nie zjem zamrożonej, udaje mi się zjeść tylko kawałek dziennie i to zamiast śniadania)
Dziś w planie:
omlet z dwóch jaj z bakłażanem i groszkiem
serek wiejski z pomidorem
warzywa na patelnię
szklanka jogurtu 0% z otrębami i lnem mielonym
zielony koktajl
duuzo wody...
Sprzątanie cotygodniowe (czyli bite 3 godziny sprzątania)
20 min biegu, 15 min siłowni na powietrzu (taki tam wynalazek w parku...)
małe zakupy (żywność)
przygotowanie zapiekanki makaronowej (nie, nie dla mnie...)
Marzę o zimnym piwie z soczkiem... ale muszę powiedzieć sobie: NIE!, muszę nakleić sobie na lodówkę zdjęcie swojego zbyt dużego tyłka,szczególnie w spodniach typu super skiinny, może wtedy będzie mi łatwiej..