hello,
dodaje kolejny raz wpis, bo poprzedni po napisaniu litanii sobie zniknął...
Dzień rozpoczął się deszczem i zaspaniem do pracy. Wszystko w biegu było. Mam z tym problem, nigdy nie jestem na czas. Jestem jak jakiś odporny na wszystko kołek, na ganienie, na proszenie, na grożenie, nic na mnie nie działa! rano jak mucha w smole się ruszam przy zbieraniu się do pracy. Koniec tego, jutro punkt 7.00, a ja mam już być w windzie. Jak tu się zmobilizować, no jak...
W pracy natomiast czas mija względnie szybko, jeszcze 3 godziny, teraz chwilowa przerwa.Wczoraj były 3 godzinne zakupy w galerii, uważam to za aktywność fizyczna, biegania nie było, bo deszcz, zimno i czasu już nie było.
Planu żywienia się trzymam, na razie jest ok, nie wpada nic,czego bym nie chciała.
Wczoraj przymierzałam spodnie, stwierdziłam, ze wyglądam mega grubooo, przez moje uda i biodra. Do tego jakiś taki brzuch miałam wydęty, co spotęgowało moją odrazę i depresję. Wyglądam jak niska, pękata gruszka, albo patison! z krótkimi galaretkowatymi łapkami, z nabitymi udkami jak dorodny kurczak.
Spróbuję dodać rysunek mnie samej, jak ja siebie widzę, ale to później,
jak wrócę do domu. W niedługim czasie wrzucę swoje zdjęcie i mi
powiecie, czy dobrze widzę, czy źle :). Taki eksperyment psychologiczny..
nie chce mi się pisać mojego menu dziś, wiem tylko, ze razem 1300 kcl jest. Bardziej racjonalnie zaczęłam dzielić posiłki, obiad jest większy, konkretniejszy, dzięki czemu nie mam ochoty nic podjadać wciąż, dziś był szpinak z połową serka wiejskiego, ryz brązowy (niecała szklanka), 2 łyżki tuńczyka i kiełków na patelnię.Do tego trochę surówki z marchewki i jabłka i najadłam się, na pewno mi to wystarczy do 17, wtedy to zjem 2 śliwki z łyżką jogurtu.Na kolację omlet z jednego jajka i szpinak, albo kiełki z patelni i tuńczyk.
Im dalej brnę w zmianę swoich nawyków żywieniowych tym lepiej mi idzie, sukcesem jest nie podjadanie niczego i nie obżeranie się na wieczór.Wyrzutów jedzeniowych przed zasypianiem nie mam.
Dziś poćwiczę trochę sama, myślę, ze wyciągnę z szafy steper. Chcialabym pobiegac, ale raz,ze deszcz pada, dwa,ze sama nie lubię.
Jutro idę na kolację ze znajomymi, będę jadła (planuje rybkę z rusztu, jakieś warzywa i zgrzeszę grzańcem z piwa, trudno... raz można), za to w sobotę na pewno juz pobiegam, pójdę na silownię i dam sobie ostry wycisk. jutro muszę kalorie policzyc,zeby sie zgadzało z kolacją poza domem.
xxx