Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Brak motywacji


Każdego ranka budzę się i widzę siebie w lustrze. To ciało, które jeszcze rok temu budziło zainteresowanie mojego ukochanego, zwisa dzisiaj na mnie tworząc fałdkę, której nie cierpię. Czuję, że już mnie nie dotyka. Kiedyś mógł cały wieczór leżeć obok mnie, głaszcząc moje biodra, czy brzuch. Teraz tego już nie robi. Nie patrzy na mnie. Przestałam być atrakcyjna. Twierdzi, że mnie kocha, że mnie nie zostawi, że nie przeszkadza mu, że mam te boczki i brzuszek. Ale nie ma dnia, by nie powiedział "jesteś gruba, jesteś leniwa, nie jedz tyle". 

Maturę pisałam 7 lat temu, od matury przytyłam 10 kg. W ciągu ostatniego roku to chyba z 5. Zapuściłam się trochę, wiem o tym. Tak poświęciłam mu swój czas i zaangażowanie, że zapomniałam o sobie. On lubi mięso, najlepiej smażone, on lubi boczek, on lubi frytki, on lubi fast fooda. I wygląda świetnie. Serio. Mój ukochany jest szczuplejszy ode mnie i ma wyrzeźbiony brzuch. Nie mam pojęcia jak on to robi. I robię mu te obiadki, a że nie mam już czasu na zrobienie sobie czegoś innego, to też zjadam z nim tak obiad. A potem on już by najchętniej siedział przed TV. Nie mogę go wyciągnąć na spacer, na rower, na fitness. A wstydzę się przy nim ćwiczyć. 

To wszystko może wymówki. Brak czasu, brak miejsca, bo mieszkamy na jednym pokoju. Raz próbowałam przy nim ćwiczyć, to stwierdził, że przecież i tak mi to nie pomoże.

Nie chcę już więcej czuć się tak jak dziś. Nieatrakcyjna. Zdecydowanie nieseksowna.