Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Przez korytarz betonowych spraw


Na początek żarełko czyli obowiązki :

I - 2 kromki chleba z serem, szynką z indyka i pomidorem, kawa

II - jogurt malinowy, banan, nektarynka (ta plaskata taka)

lunch - leczo - nagotowałam wczoraj cały gar - dodałam papryczkę chilli więc diablo pikantne

w domu - szklanka kefiru z owocami i otrębami, kawa

kolacja - mozarella z pomidorami

Postaram się nie jeść dziś chleba z majonezem (o tym niżej) a zapychać się pomidorami - przytargałam całe wiaderko wczoraj z działki - kocham pomidory !!

Nie ćwiczę, no chyba że przewracanie kartek w książce i leżing na futonie...

Długi weekend się zbliża :D

Miałyśmy z młodą jechać do dziadków ale obie chore...na co nam jeszcze tam rozsiewać zarazki...

Nie ma tego złego w sumie...posiedzimy przed laptopem - w czwartek jakiś żużel w Zielonce, w sobotę GP a w niedzielę coś tam w Tarnowie (nawet nie wiem co, poza ligą nie ogarniam tych turniejów)

Przedwczoraj umarła nam kablówka :D. Z tej racji (no i z braku siłowni - mam teraz ogrom czasu po pracy) skończyłam 4 tom cyklu Simmonsa...oj..pojechał gościu pojechał...koniec tak naiwny, tak słodko grzeczny i pozytywny, że aż się rzygać chce...Chyba facet nie miał już pomysłu na dokończenie...nie, nie podobało mi się, nie kupuję takiego zakończenia. Do "Hyperiona" się to nie umywa, tak samo jak do Iliona...Ale stało się, mam to za sobą a Hyperiona kupię, bo mi brakuje w domowej biblioteczce, i jeszcze pewnie wrócę nie raz...

Teraz zanurzyłam się w "Ciemno, prawie noc"...kiedyś czytali fragmenty w Trójce, chciałam to przeczytać....wciąga :D.

Kablówka wczoraj zmartwychwstała za sprawą miłego pana od kablówek. I z tej racji popatrzyłam sobie wczoraj na pięknych atletów, podyskutowałam z jasniepanem o sylwetkach miotaczy kulami czy dyskiem i tym, czy ich siła musi brać się z obwisłego bębna - czytaj brzucha ;). Otóż tak, właśnie stamtąd bierze się siła, z tego tłuszczu...no więc ja też chcę być silna...robię sobie siłę za pomocą chleba z majonezem...będę miotaczką kuli (smiech).

No taak...to już wiecie, że dieta leży na razie...chleb z majonezem, piwko woodstockowe z sokiem...i takie tam różne... Wczoraj jaśniepan wrócił z pracy wcześniej niż zapowiadał i zastał mnie na futonie wyżerającą lody śmietankowo-czekoladowe Algida (taa...to było to pudełko 1.4 litra (loser)) wprost z opakowania...(loser)+100 do dna...

Cierpię ostatnio na bezsenność...sen mam lekki jak piórko, jaśniepan chrapie i pufa przez sen...właściwie powinnam go nazywać Pufkiem...a ja wybudzam się i leżę...i pocę się jak szczur...czy to możliwe, że ta straszna Menopauza mnie dopada powoli?! No bo upałów już nie ma...qrde co robić?!

W pracy dowiedziałyśmy się, że dostaniemy nowe obowiązki. Jeszcze nie wiadomo kto dostąpi zaszczytu zajmowania się tematem wadiów, gwarancji i zabezpieczeń ( dla całej wielkiej spółki) ale znając życie to 2 osoby można już wykreślić ( jedna robi wszystko za wolno i ma tendencje do spieprzania a druga to szefowa- więc nie będzie się obciążała obowiązkami) ...padnie na mnie lub koleżankę zza biurka ..obstawiam siebie, bo w starej firmie tym się między innymi zajmowałam...Jak sobie poradzę z tematem teraz w tym ogromnie, w tej wielkiej korporacji ? A jeszcze inne obowiązki? Trzeba będzie nawalić i już....I tak się zastanawiam, że miesiąc temu przejęliśmy 3 inne spółki...co robią ludzie z księgowości z tamtych firm? Siedzą? Czekają? Przecież karty zostały już dawno rozdane...a oni praktycznie nie mają obowiązków, bo nie istnieją...To czemu znowu my...tu w gorzówku...?? Qrde no...oczywiście o podwyżkach, premiach, nowych umowach w firmie cicho sza...Nie ma i nie było tematu :<

To tyle. W poniedziałek wracam na siłownię, wróci też w miarę ogarnięte jedzenie, przez weekend postaram się zrobić jakiś plan co i jak...