Po urlopie.
Jest fatalnie.
Nie wagowo - bo nawet spadł 1 kilogram. Praca mnie dobija a jestem tu dopiero 1.5 dnia. Pani szefowa już zadbała o moje dobre samopoczucie. Mam nieodparte wrażenie, że każda moja pomyłka, każde potknięcie czy niedopatrzenie wywołuje u niej satysfakcję... Z jakim uśmiechem patrzyła na mnie wczoraj, kiedy okazało się, że nie wystarczy wniosku o "gruszę" wysłać mailem... że trzeba jeszcze listem...faktycznie, satysfakcja - bo przecież ja taka głupia a ona taaaka mądra.
Urlop u rodziców nad morzem fajny, woda przeboska, plaża, słońce. Właśnie złazi mi skóra.
Tydzień w domu przesiedziany, przeoglądany w filmy bo...całą naszą trójeczkę dopadło przeziębienie. Zamiast weekendowych kajaczków pod Wałczem - leżenie w łóżku, tony leków...Najgorsze, że choroba się nie poddaje. I znów długi weekend w domu...
Był żużel w niedzielę. Dostaliśmy w palnik 48 do 42. Tarnów jest mocny i idzie na mistrza. I niestety w niedzielę, po meczu spłynęło na mnie olśnienie, że tego złota w Gorzowie nie będzie...Tarnów jest nie do przejścia. Inna rzecz, że zawiedli liderzy: Niels, Matej...2 linia też bez błysku, Adrian niby ma ten Brązowy Kask ale chyba z papieru bo w lidze kompletnie się pali. A Tarnów ...ehhh...chyba jak Polewaczkowy tu przyjdzie na trenera to będzie złoto....
Na siłownię jeszcze nie dotarłam. I nie zanosi się w tym tygodniu...za oczami przeziębienie, kręci w nosie, szczekam i charczę jak pies...W takim stanie nie dam rady się spiąć...Raczej nie byłby to dobry pomysł - te ćwiczenia.
Dieta jak dieta. Nie mam na nią żadnego pomysłu. Póki co bez konsekwencji ale naprawdę rozważam znów kontakt z dietetyczką...Kompletnie nie wiem, jak ustawić posiłki po powrocie na siłownię, co jeść...taki totalny bezmózg i marazm....
Jak we wszystkim...
Na budowie nic się nie dzieje...no może prawie nic...Przywieźli 4 ciężarówki piachu, małżonek nadgonił z rysowaniem w ścianach instalacji, wybraliśmy w końcu wannę narożną (chodziło o wymiar i wysokość - żeby krany i rury przypasować), spodobały mi się pewne kafelki do łazienki - o dziwo, nie białe a piaskowe...
Zapomniałabym...Woodstock...Coma...Accpet...było suuuper
I tyle...
W przyszłym roku biorę miesiąc urlopu cięgiem, a co...
AMORKA.dorota
13 sierpnia 2014, 16:29spadek kilograma na urlopie to u mnie niemożliwe,zawsze dowalam na wadze....urlop urlopem,ale fajnie,że wróciłaś.pozdrawiam.
ksemir
12 sierpnia 2014, 23:26Ja tez juz po urlopie,i tez mam wrażenie ze mój szef ma satysfakcje.Co do diety to może poszukaj w starych zapiskach ,tak na przypomnienie co i jak,a jesli nie masz to idz do dietetyczki.U mnie tez nieciekawie z dieta i znowu wracam tym razem naprawde,zreszta wiedziałam o tym od poczatku ze po urlopie znowu w ryzach.
tarantula1973
13 sierpnia 2014, 08:20Poszukam, bo mam starą dietę od dietetyczki ale wtedy nie ćwiczyłam poza domem na siłowni tylko raczej takie luźne jak rower czy spacery...a teraz mam siłkę 4x w tygodniu, wychodzę z domu o 6 rano wracam o 19stej - bo idę na siłkę i nie bardzo wiem jak ogarnąć z posiłkami. A przed ćwiczeniami muszę zjeść obiad porządny - nie sałatkę - inaczej mi słabo ;)