Niedługo zaczyna się nowe i czuję potrzebę, aby ciało współgrało z psychiką. Obecnie nie współgra. Wręcz rozgrywa wojnę z lustrem. Wręcz rzuca się w oczy i w nich nie mieści, bo forma jest nieodpowiednia. Nie, wydaje mi się nieodpowiednia, ale będzie lepiej. Mam dwa tygodnie na schudnięcie co najmniej dwóch kilogramów. Potem dwa tygodnie na schudnięcie kolejnych co najmniej dwóch kilogramów. A potem jeszcze dwa na jeszcze dwa i prawie będę opisywana odpowiednią cyfrą, taka matematyka. I wygląd też mam nadzieję się poprawi. Mam szansę. Wiem, że potrafię sobie odmówić tego co trzeba, że nie potrzebuję żadnych specjalnych diet, że potrafię się trzymać ćwiczeń, gdy mam motywację. A mam? Trochę mam. Czekają na mnie objęcia.
Chcę śmierdzieć, chcę być silna, chcę nie pozwalać się zmiażdżyć przez niekonsekwencję. Chcę widzieć efekty i chodzić po mieszkaniu nago, i tańczyć nago, i uśmiechać się nago. I kochać drugiego człowieka nago. Chcę. Nie będę robić z chudnięcia utopii, już teraz nie czuję wielkiego ciężaru swojego ciała, ale wiem, że będzie lepiej, gdy będę patrzeć w lustro i atrakcyjnieć dla siebie.
Słabe punkty? Mam ich wiele. Na przykład pośladki mam jakieś takie bardziej kapciowate albo ostatnio proporcje siadły, bo na nogach się więcej odłożyło. Nawet w sumie nie chcę się ważyć, założyłam, że tyle ważę, bo to najbardziej prawdopodobna waga. Zważę się tylko po całym zabiegu godzenia się z lustrem.
No i daję sobie czas co dwutygodniowy. Jeśli nie osiągnę zadowalającego efektu, to? Strzał w mordę? To podnoszę się i idę dalej. Ważne żeby się nie cofać, mały krok to również krok. I osiągnę to czego chcę.
Jeśli chodzi o ćwiczenia: pierwsze dwa tygodnie mieszane, będę publikować co ćwiczę, na początku 45 minut dziennie mieszane raz cardio raz na rzeźbę. Z jednym dniem aktywnego odpoczynku. Zaczynam dzisiaj.
Wszystko