.... znowu.:)
1,2 kg w dół.
Jest ulga, że jednak są jakieś efekty. Co prawda zajęło mi to prawie 3 tyg. ale to co zobaczyłam całkowicie zrekompensowało mi mój, jakże wielki, trud. Walczę dalej, o tym nie muszę wam nawet pisać. Kolejne ważenie w poniedziałek:)
A teraz czas na spowiedz:
mam dzisiaj bardzo ciężki dzień, do tego baaaardzo długi, bo aż 24 godz. Calutką dobę spędzam w pracy, w miejscu, które jest nieprzewidywalne i nieobliczalne. Spokój, spokój, spokój i nagle masakra. Tak tu jest. A że bywam tu rzadko, stres jest znaczny. I tu popełniłam błąd. Wczoraj, będąc bardzo dokładną. Niewiele wczoraj zjadłam (śniadanie-200kcal, kawa z mlekiem i trochę gotowanej kapusty z grochem), właściwie można powiedzieć, że super, ale niestety nie do końca. kalorycznie wyrównałam się martini, sporą ilością. I dla poprawy samopoczucia i dla relaksu.
I jest mi teraz głupio, tak samej przed sobą.
Błąd dnia dzisiejszego- jedna czekoladka pistacjowa, rano do śniadania (pocieszam się, że bez słodkiego wytrzymałam 5 dni, no i że to było raniutko, a stres pomoże spalić)
No i jednak z mieszanymi uczuciami stwierdziłam, że moja nowa motywacja(odkąd się częściowo zmieniła, a jest nią mężczyzna, któremu chcę się podobać) jest lepsza niż dotychczasowa- czytaj: robienie tego tylko dla siebie.
Omademonsiflorre
26 stycznia 2013, 15:54Zazdroszczę Ci tej 5 z przodu :) Ja dziś chciałam mieć ją zaraz po siódemce :D Ale uda się jak nie teraz, to w przeciągu 2 tygodni! :)
Darkeyes
24 stycznia 2013, 13:35no właśnie;-) ROBIMY TO DLA SIEBIE; gratuluję spadku wagi;) 3maj się