Hej wszystkim. 25 dni na orbitreku zaliczone, czyli 1/4 mojego wyzwania za mną. A zaszalałam dzisiaj bo spaliłam aż 290 kalorii w pół godziny... Opaska pokazuje mi że po tym treningu mam się regenerować 34 godziny... Czuję się zmęczona tak jakbym dosłownie cały dzień chodziła po górach. Średnie tętno miałam 140, a chwilami ponad 150 i się zastanawiam czy to czasem nie było za wysokie. Nie mogę jak na razie znaleźć sensownych informacji na ten temat, ale niby dobre cardio to jest na 70% tętna maksymalnego, więc chyba przesadziłam.
Byliśmy dzisiaj u teściów i teściowa zrobiła pączki... nie zjadłam ani jednego! Zrobiła też eksperymentalnie tortille i tu już spróbowałam jedną. Policzyłam to sobie jako obiad. W domu zjadłam po prostu obiadokolację, ale dałam o połowę mniej kaszy i warzyw niż zawsze + pół kostki chudego twarogu. Przyznam, że jak jestem na diecie to mam problem z jedzeniem u innych, bo czuję że jest mi łatwiej popuścić pasa i na zasadzie " a co tam, i tak już zawaliłam dietę" zacząć pochłaniać wszystko bez opamiętania. Czułam, że jakbym zjadła jednego pączka, to już bym potem sięgnęła po kolejny i kolejny. Chwilami mnie kusiło, żeby tak właśnie zrobić. Druga sprawa, że mam duże trudności z oszacowaniem ile zjadłam. Jak gotuje sama, to wiem, jak wszystko przygotowuje, ile dodaje tłuszczu a tu jedna wielka niewiadoma. A wy jak macie, gdy jesteście u rodziny czy znajomych i częstują was różnymi pysznościami? Odmawiacie czy żeby nie robić przykrości gospodyni jecie, a w środku siebie żałujecie?