Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
30 dzień orbitrek + ważenie


Witajcie. Dzisiaj w końcu chwila prawdy. Zważyłam się i ważę 75,25 kg, czyli schudłam tylko 0,35 kg w tydzień. Ale dobre i to, zwłaszcza że jestem teraz 2 dni po owulacji, a zawsze wtedy puchnę i ważę najwięcej. No i nie byłam wczoraj w toalecie😪. Więc tylko się cieszyć, bo to świadczy o tym że nadal jestem w deficycie i coś tam chudnę. Wiadomo, chciałabym schudnąć więcej, ale tak to już jest jak ma się zawirowania hormonalne i ogólnie jest się kobietą. Cykl miesięczny nie pomaga. Szczerze to patrząc na siebie w lustrze myślałam, że nic nie schudłam.

Tak więc do osiągnięcia mojego pierwszego celu 75 kg i nagrody zostało jeszcze trochę do zrzucenia. Mam nadzieję, że już za tydzień zobaczę na wadze 74 kg przecinek coś. To już będzie lepiej wyglądać. Im dalej od tych 80 kg, tym lepiej...

W ogóle nakrzyczałam rano mojego męża, bo przyłapałam go jak lał na patelnię olej prosto z butli... Na oko było tam z 4-5 łyżek... Mamy już od dawna taki zwyczaj, że w sobotę i niedzielę mąż rano robi nam na śniadanie jajecznicę. Odkąd się odchudzam, prosiłam go, żeby dawał minimalnie oleju i odmierzał łyżką. Bo lanie z butli to najprostsza droga by się utuczyć, łyżka oleju ma aż 100 kalorii, a gdy ja dziennie mam zapotrzebowanie na redukcji 1600-1700 na wszystko muszę uważać... Mąż tak się nie musi pilnować. Ma dużo ruchu w pracy a ja mam pracę siedzącą. No i robi jeszcze treningi rowerowe że w 2 godziny pali 1000 kalorii... Ja na orbitreku cała spocona ledwo te 200 kcal w pół godziny daje radę. To co tu porównywać. Mój mąż w ogóle schudł 5 kg i waży 85 kg przy wzroście 187 cm. Gdybym nie zaczęła się odchudzać, byłby teraz tylko o 5 kg cięższy ode mnie! (albo ważylibyśmy już tyle samo, bo pewnie dalej bym tyła 😭) Z tym olejem to się wkurzyłam, bo już nie pierwszy raz mam wrażenie że Moje Kochanie sabotuje moje działania, nawet się przekomarzamy często na ten temat. On mi mówi że ja taka malutka się zrobiłam, że nie mam w ogóle brzucha, że bardzo schudłam a ja skołowana wchodzę potem na wagę a tam ważę prawie tyle samo co tydzień temu, a brzuch się wylewa... Mówię mu: to ciekawe co powiesz, jak będę ważyć 60 kg, a on że: wtedy znikniesz...

No jak będę tak dalej w takim tempie chudnąć to do czerwca nie zobaczę nawet 6 z przodu na wadze... 

Orbitrek zaliczony, wróciliśmy z zakupów to od razu wskoczyłam a mąż poszedł na rower. Zakupy znowu na cały tydzień. Uzupełniłam cheetosowe zapasy. Nakupiłam mnóstwo serków typu skyr o smaku waniliowym, owocowym i jakieś tam proteinowe desery ze słodzikami, które już kiedyś jadłam. Taki zamiennik, żeby nie złamać się i nie sięgnąć po słodycze. Te jogurty nie mają za dużo kalorii, chyba mniej niż 200. No i 0 tłuszczu, który staram się ograniczać, oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Za słodzikami ogólnie nie przepadam, jestem bardziej za cukrem, bo to znany i lubiany od lat smak 🤓  te słodziki to czuję że to jakaś chemia i wcale nie są za zdrowe. Cukier - przynajmniej znany wróg! Próchnica, cukrzyca, rak, a słodziki co powodują to nie wiadomo.

Skusiłam się też na małe opakowanie borówek aby poczuć się jak latem i dostarczyć sobie antyoksydantów. Będzie na dwa posiłki, dodam do skyra naturalnego.

Dzisiaj na obiad nie muszę na szczęście gotować. Planujemy sobie odgrzać fasolkę po bretońsku ze słoika. Oboje ją bardzo lubimy. Obejrzymy do nowego serialu - Rozdzielenie. Chciałabym obejrzeć cały pierwszy sezon w ten weekend, ale nie wiem czy się uda, bo zostało jeszcze 7 odcinków. W przyszłym tygodniu mąż ma drugą zmianę, to nie będziemy mogli oglądać, a ja nie wytrzymam tyle! Mega mnie wciągnęło.

  • aga.insulina

    aga.insulina

    22 lutego 2025, 22:18

    Jak ja cię rozumiem! Ja też od lat mam 80-85kg. Kilka lat temu pocisnęłam konkretnie dietę i ruch i zeszłam że zobaczyłam 6 z przodu. Zmieniłam pracę i jestem w punkcie wyjścia 80-85. Mąż tak samo - wysoki i szczupły. I jak patrzę co on je ……. Świat jest niesprawiedliwy…