Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
31 dzień orbirek


Witajcie. Wczoraj znowu dzień przerwy od orbiego, ale był całkiem przyzwoity spacer, więc miałam trochę ruchu pomiędzy odcinkami serialu. Obejrzeliśmy cały pierwszy sezon i oczywiście nic się nie wyjaśniło i trzeba obejrzeć drugi :P 

Dzisiaj spalone 240 kalorii na orbitreku. Rano miałam słaby apetyt i zjadłam tylko tyle żeby nie było mi niedobrze. Na obiad resztka kurczaka w sosie słodko-kwaśnym z wczoraj... Znalazłam świetny przepis ze świeżym ananasem, papryką, marchewką i to danie jest tak pyszne (i niskokaloryczne) że chyba będę robić co tydzień. Kolacja to tosty pełnoziarniste z szynką, serem i keczupem, sałata rzymska polana olejem z dyni (dziś odważyłam się zjeść go poraz pierwszy od krewetkowego zatrucia, gdy wymiotowałam tym olejem na zielono) i miseczka chrupek o smaku pizza. Głupie ale poszłam do kuchni po drugą miseczkę i podczas nasypywania zdałam sobie sprawę, że właściwie to się już najadłam... Więc wsypałam chrupki z powrotem do paczki.

A, zapomniałam o deserku, czyli puddingu proteinowym Valio o smaku czekoladowym... Śmieszne, ale po tym jednym dniu z naleśnikami odechciało mi się jeść słodkich rzeczy. Ale że już kupiłam tych słodkich jogurtów to muszę to zjeść zanim się popsują. I się zmusiłam. Smakował dziwnie, nie wiem czy kupię jeszcze ten smak.

Jeszcze dziwniejszego odkrycia dokonałam, gdy w sobotę postanowiłam policzyć kalorie. Bo miałam ochotę zjeść więcej na kolację. I wyszło w zaokrągleniu 1500 kcal ze wszystkim... trochę mnie to zszokowało, bo nie czuję żebym jadła za mało. Nie jestem głodna bo jem 4 posiłki i nie mam hipoglikemii. Z drugiej strony czemu nie chudnę, skoro jem tak mało. Zapotrzebowanie dziennie z aktywnością Garmin mi wylicza na 2100-2300 kcal w zależności ile spalę na treningu. To by oznaczało że mam całkiem duży deficyt. 

Drzemka dziś była ale nie będę z tym walczyć przed okresem.