Cudów nie ma, jest 400 g więcej. Efekt odkurzania lodówki oraz sobotniej posiadówki przy drożdzówce i czipsach oraz zapewne wczorajszego święta kobiet. Wiedziałam, że Tomasz bez gotówki, więc żadne czekoladki nie były oczekiwane. A dzien kobiet bez słodycza nie uchodzi przecież. Znalazłam w blogu obok, u Joanny, pamysł na stefankę, sama nazwa mnie rozwaliła, stefanka! co za czort? Wygooglowałam stefankę, zdjęcia piękne i smakowite, składniki, owszem, posiadam wszystkie oprócz mleka ale spacerek do sklepu nawet wskazany przed taką porcją przy kawie. Placki ciastowe już upieczone, z wyglądu i twardości przypominające deskę do krojenia. Jako przekładnię kazali wykonać krem z kaszy manny, którą wszyscy bez wyjątku jadamy z lubością. Na górę polewa z czekolady, włożyc do lodówki, czekać do jutra. Co??? No nic. Dzień kobiet jest 8 marca a nie jutro. Tomek skosztował, z nibywąsem umazanym kaszą manną i buzią pełną ciacha sam nie wiedział dobre to czy takie sobie? Ja prawde mówiąc też nie wiem... chyba niezłe. Nieee, to sie nie zdarza zbyt często! Albo coś smakuje albo jest do kitu a my oboje takie gapy, co to nie potrafią się określić. Stefanka nas onieśmiela po prostu. Z całą blachą będziemy sie tak cackać teraz przez tydzień. Dobrze że Majka przynajmniej wie, że jest pyszszszna!Hmmm... a miało być o słoniu...
rumita
10 marca 2010, 10:42ja znam stefanke kawowa ajjjc,ajaaj mniammm http://www.wielkiezarcie.com/recipe9252.html
megimoher
10 marca 2010, 09:21PRAWDZIWY DEMOTYWATOR!
megimoher
10 marca 2010, 09:13masz wagę.Co to jest 400 g?;-))
joanna1966
9 marca 2010, 13:45duże studenckie dziecka rąbią wszystko - nawet jak pełza i podskakuje:)
joanna1966
9 marca 2010, 13:41moją stefanka wrąbały duże studenckie dziecka w liczbie trzech:) bo szczęście zmarszczyło brew z pretensja i zapytało...- a nie mogłabyś upiec tej swojej szarlotki...? od 8 lat mu piekę tę szarlotkę i już patrzeć na nią nie moggggęęęę!!!!! ba! jestem bliska zamordowania tej szarlotki na amen!