Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
umpa umpa...pa pa pa...



Mam najświezsze wyniki dla zainteresowanych moim cięzarem! Poranna waga sprzed 5 minut w samych gatkach to 69,5. A juz myslałam ze wdepnęłam  w 70 na stałe. Miła, poweekendowa niespodzianka. Być może efekt wcinania hurtowego białej ryby zakupionej w formie sprasowanej, zamrozonej  9 kilowej paczki. Dla rodziny nie uwikłanej w procesy kontrolne ciezaru wlasnego wersja smazona w panierce, dla pozostałych- ryba pieczona w foli oraz w piekarniku i spozywana jako kolacja bez pieczywa za to z surówka. Można rzeczywiście zasmakować. W sprawie ćwiczeń fizycznych -nie odnotowałam żadnej aktywności. Wręcz przeciwnie - wydałam ciche przyzwolenie na wyniesienie mojego sprzętu rowerowo-steperowego na balkon. Wstydzę sie i wiem, nie powinnam była. Troche tez obawiam ze aura nie pozwoli oprzyrządowaniu w dobrej kondycji doczekać lepszych czasów, kiedy to zdobędę sie na siłę i ochote aby wprawic siebie w ruch... Chyba jednak umoszczę dla nich jakieś posłanie w sypialni... 

Tymczasem...
Najblizsza rodzina rozstawiona została w nastepującym porzadku (od najstarszego do najmłodszego członka licząc): 
- ja wraz z herbatą earl grey przed monitorem komputera, 
- narzeczony w robocie podczas zmiany opon z letnich na zimowe, szczególnie ze mamy za sobą pierwsze prymitywne opady sniegu w Reykjaviku w skrócie Rvk,
- starsza córka w szkole podczas nauki
- młodsza córka w sypialni podczas snu oraz w trakcie przeziebienia a takze intensywnego pokasływania, które nie pozwala dłużej zwlekać z wizyta u lekarza.
Teraz już powszechnie wiadomo, czemu ja przed komputerem na vitalii a nie w pracy przed stojakiem ze stekami orzechowymi do spakowania i podatowania.

Adnotacja ku pamięci. Nie trzeba czytać.
Wczoraj odbylismy wycieczkę do teatru na przedstawienie dla dzieci pt. Czarnoksiężnik z krainy Oz. Nasza czwórka w komplecie plus dwie koleżanki Mai. Dla niektorych była to pierwsza w życiu wizyta w teatrze. Jedni byli zachwyceni ( Tomek, Maja ze świtą i ja) inni pod koniec przysnęli (Sonia), choć niezmiennie ożywiali sie na widok pieska Toto wrzeczcząc do ucha męzczyzny siedzacego przed nami hauuu hauuu. Zawsze podobała mi się spontaniczna reakcja dzieci w teatrze żywo reagujacych na to co sie dzieje na scenie. Dziewczynki anielskimi głosikami wtórowały bohaterce w odśpiewywaniu motywu przewodniego Somewhere over the rainbow oczywiscie w wersji islandzkiej, Sońka świrowała za pieskiem a Herdis cos tam podpowiadała na całe gardło i kazała sie przytulac na widok złej czarownicy. Tomek upodobał sobie efekty projektowane  w tle sceny i w akwarium z rybkami i jeszcze obrotową scenę. Wesoło. Niedziela inna niż zwykle. 

  • Tamarkaaaaaaa

    Tamarkaaaaaaa

    25 listopada 2011, 18:35

    ślicznie dziękuję za ciepły komenatrz!

  • calineczkazbajki

    calineczkazbajki

    24 listopada 2011, 21:58

    ja kupiłam 100 bombek a menu świąteczne wciąż niewiadome

  • calineczkazbajki

    calineczkazbajki

    22 listopada 2011, 22:48

    :):) Kurcze jak my dawno nie byliśmy w teatrze

  • nonos

    nonos

    22 listopada 2011, 17:22

    nu...nie wiem który zaginął w akcji, ale jakiś jeden jest;-) Taaaa.... pesto odpuściło po prawie 2 miesiącach. I pesto i mango. Niestety zostawiło po sobie pamiątkę na dłuuuuuugo..... zapewne.

  • aganarczu

    aganarczu

    22 listopada 2011, 10:56

    Czyli kazdy znalazl cos fajnego w przedstawieniu dla siebie :-)