Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Własne komentarze są niefajne
13 kwietnia 2009
chyba dlatego nie piszę zbyt często. Czuję się zniechecona i ociężała... nawet klikać mi się nie chce, Tomek z Miećką pojechali na bilarda do Turka a ja dorwalam się do komputera naszego chwilowego współlokatora, czyli Miećki właśnie. Przybył mi kolejny kilogram, ... nie dziwi, jutro znowu zwykły dzień, taki ...roboczy. Ale z drugiej strony ileż można siedzieć na tyłku i jeść? Wczoraj mieliśmy trochę gości, na obiadzie było 9 osób, ledwo talerzy starczyło i przy okazji okazało się, że jestem w posiadaniu jedynie 8 łyżek, w tym 2 plastikowych dla dzieci, więc pierwsze danie było jakby w dwóch turach. Przynajmniej miałam troszkę ruchu przy uiwijaniu się wokół stołu i naszych przyjaciół. Dziś mam w planie chwilę na rowerku, zobaczymy ile uradzę, nie ma co się spodziewać rekordów, raczej jakiś krótki dystansik. Ale najpierw... kawka! Miłego wieczoru sympatycznego życzę.
tomberg
20 kwietnia 2009, 20:22z pracy ten mój chłopaczyna jeden i pognał penetrować jaskinię wraz z kompanami swemi. Skąd on energię czerpie ja nie pojmuję. A my z Mają obie kury domowe takie, bo wyprawa nie dla dzieci i bab w ciąży. No to lepiłyśmy pierogi, bardziej ja. Maja tylko wycinała jakieś dziwactwa. No i sobota umknęła
tomberg
18 kwietnia 2009, 13:04pochłonięte lub pomrożone, do konca miesiąca prawie pusta kiesa, wszelkim szaleństwom mówimy stop. Kolejny kilogram na plusie, apetyt mam wilczy znowu, stąd moje 80 kilosków. Od 3 dni zwłaszcza brzuszek rośnie, czuję niemałą kulkę na przodzie, ciąża ewidentna, nie ukrywam. Tomek zaczął ponownie pracować w soboty, bidulek taki, ledwo zwlókł się z małżeńskiego łoża i powędrował a właściwie pojechał na ten znój i niepogodę. Na rowerze przejechałam 3,5 km, klęska.