Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Całkiem niedawno temu...
16 lipca 2009
zdarzył mi sie jakis omam wzrokowy, całkiem realny dodam. Wyszłam na chwilę do blokowej pralni, zostawiając lekko uchylone drzwi mieszkania. Po paru minutach wracam i widzę, że mała myszka biegnie sobie po mojej osobistej kuchni. Ulokowała sie w kącie, gdzie stoi takie coś z Ikei na reklamówki. Mój plan działania był następujący׃ najpierw do przedpokoju po miotłę, potem po pufotaboret, wskakuję nań i szturcham miotłą to coś z Ikei. Plan wykonałam w 100% ale myszy ani śladu. Yyyyyy.... myślę sobie, zdążyła skubana zwiać, oj niedobrze bo będzie mi tu mysie gówienka zostawiać i jeszcze poprzegryza jakieś nasze dobra ruchome. Trzeba będzie poobserwować i ewentualnie obmysleć nowy plan. Przetrzepałam miotłą wszystkie kąty i kaloryfery i nie znalazłam ani jednej dziury, gdzie mogłaby się schować.... iiiii trochę zwątpiłam w to, czy ja ją rzeczywiście widziałam. Tymbardziej, że przed praniem obierałam ziemniaki, które leżały jeszcze w siatce na stole, więc teoretycznie jeden z nich mógł się stoczyć i ja go wzięłm za myszkę. Ale co? kartofelek z nóżkami?!!!
tomberg
16 lipca 2009, 20:57czsem sobie myślę, ze te moje wpisy, trochę mijają się z tematyką Vitalii, bo co ma myszka do odchudzania? chyba ze ten kartofelek, jakby trochę bliżej wątku żywieniowego.