Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Oddział Zamknięty


Dziś był jeden z tych dni, kiedy wszystko idzie nie tak, jak powinno. Z wyjątkiem porannego pomiaru wagi - dziś zanotowałem 99,9 kg - najniżej, jak do tej pory, no i w końcu przekroczyłem magiczny punkt 100.

Rano był sok - dziś z buraków - jeden z moich ulubionych (buraki, jabłka, pigwa i cytryna, oczywiście z błonnikiem, spiruliną i trawą pszeniczną). Po drodze do pracy ulewa (dojeżdżam do pracy ok. 70 km). Później zostałem zamknięty na spotkaniu w ciasnym pomieszczeniu, mocno ogrzewanym, bez okna, bez możliwości wyjścia do godz. 14.00. Nie mówię już o piciu, czy spożywaniu czegokolwiek. Po porannym śniadaniu opartym wyłącznie na soku, po spotkaniu wyszedłem z bólem głowy. Natychmiast zjadłem "drugie śniadanie - o godz. 14.00 (podwójną kromkę chleba czystoziarnistego i jednego banana. Po kawie i dużej szklance wody dolegliwości ustąpiły. Ale nic już nie było takie, jak wcześniej zaplanowałem. Przed wyjazdem do domu zjadłem drugą kromkę chleba czystoziarnistego. Niestety cały dzień mnie trochę wykończył i zupełnie nie miałem ochoty na jakiekolwiek ćwiczenia, które wcześniej zaplanowałem. Z tego powodu, że nadal byłem głodny wieczorem zjadłem małą miskę zupy fasolowej i kromkę chleba czystoziarnistego. Niestety z powodu nastroju depresyjnego to nie wystarczyło. Zjadłem więc dodatkowo jedno małe kruche ciastko. Nie wystarczyło. Przyjechała żona - poczęstowała mnie małym kawałkiem babki - zjadłem. Zjadłem jeszcze dwa cukierki czekoladowe. Oszukiwałem się, że chwilę odpocznę, przetrawię i pójdę ćwiczyć. Analizowałem mocno możliwość przeniesienia dzisiejszych ćwiczeń na piątek, choć zdawałem sobie sprawę, że w piątek też nie poćwiczę. Piątek przeznaczyłem na regenerację i prawdopodobnie też zrezygnowałbym z ćwiczeń. Pooglądałem telewizor - relację z Sejmu. Zdecydowałem - zrobię dzisiaj jedynie PLANK - namówiłem żonę - zrobiliśmy razem - dziś dzień 7 - 1 minuta 30 sekund. Usiadłem i stwierdziłem, że jeśli dalej będę siedział, to jutro przytyję, będę dalej podjadał różne rzeczy, gdyż dziś właśnie był jeden z tych dni, kiedy zajadam natrętne myśli. I wtedy ubrałem się w strój sportowy i poszedłem ćwiczyć. Po raz drugi jestem z siebie dumny, że zwalczyłem swoje słabości. Dziś trening Vitalii nr 7 - trening mieszany - trening siłowy (264 kg) i trening cardio (26 minut) + ćwiczenia rozciągające. Dziś w ćwiczeniach siłowych nacisk na mięśnie brzucha - nie dałem rady wszystkich zrobić poprawnie. Dźwignąć moje ciało robiąc pompki nie jest wcale tak łatwo. Mam bardzo słabe ręce. Ledwo robię 10 niepełnych pompek, a w ćwiczeniach było ich 22. Poza tym były jeszcze inne ćwiczenia na brzuch. Czuję się trochę zmęczony, ale cieszę się, że poćwiczyłem. Jutro może nie będzie tak źle na wadze. A na jutro zaplanowane bieganie z miejscową grupą biegową - łatwiej zmotywować się do biegania.

  • DARMAA

    DARMAA

    4 grudnia 2015, 08:11

    Widzę że też zdążają Ci się chwile słabości ale najważniejsze że potrafisz je przezwyciężyć mi niestety rzadko to się udaje.

  • Izabela_p

    Izabela_p

    3 grudnia 2015, 08:12

    Cieszę się, że przełamałeś ponury nastrój. Mam nadzieję, że nie chodzi Tobie tylko o to żeby cyferki były coraz niższe, ale ile radości sprawia ci ruch i sprawność ciała. Muszę i ja zacząć pić soki. Pozdrawiam.

    • tombom

      tombom

      3 grudnia 2015, 21:31

      Cyferki też są ważne - są ściśle powiązane z dobrym samopoczuciem.

  • roogirl

    roogirl

    2 grudnia 2015, 22:09

    No to bardzo ładnie, gratulacje :) Powodzenia, w grupie zawsze raźniej. Ja jakoś do biegania nie umiem się przekonać, nie czuję się za dobrze.