Rano waga 99,6 kg. Dawno minął czar wczorajszego pomiaru. Wystarczyło się odpowiednio nawodnić. Dziś zauważyłem zmiany w swoim organizmie. Po pierwsze obudziłem się bardzo głodny. Stwierdziłem, że sok mi dzisiaj nie wystarczy i mam ochotę na coś bardziej konkretnego. Zjadłem więc kaszkę manną z borówkami w stosunku 1 : 1. Do tego flat white w wersji domowej z cynamonem. Wyjeżdżając do pracy przygotowałem sobie posiłki według dotychczasowego schematu - dwie podwójne małe kromki chleba czystoziarnistego z twarogiem, kefir i banana. Po pierwsze już po śniadaniu zacząłem wcześniej odczuwać głód. Drugie śniadanie musiałem zjeść jeszcze przed 10.00. Kolejny posiłek zjadłem o 12.45. Byłem tak bardzo głodny, że dało rady odczekać 3 godziny według schematu. Porcje, które wcześniej wystarczyły mi na 3-5 godzin pracy, teraz były niewystarczające na 3 godziny. Miałem wrażenie, że szybciej metabolizuję to co zjem. Posiłek o 13.00 musiałem więc uzupełnić bananem i w związku z tym zabrakło mi jedzenia na godzinę 16.00. To spowodowało, że zacząłem odczuwać duży głód jeszcze po drodze do domu. Po powrocie do domu ok. godz. 19.00 udało mi się jeszcze wykonać jedno z moich wyzwań - PLANK, dziś dzień 19. - 3 minuty. Dziś poszło lepiej niż wczoraj. Potwierdza się to co pisałem wczoraj - im bliżej końca wyzwania, tym mam wrażenie, że bardzie zaczynam wierzyć, że uda mi się dotrwać do końca wyzwania. Jutro regeneracja - mięśnie brzucha odpoczywają. Wczoraj zauważyłem, że zaczyna się coś rzeźbić na brzuchu. Po wciągnięciu - fałdy układają się inaczej niż do tej pory. Niestety zaraz po wykonaniu ćwiczenia, z powodu zbyt długiej przerwy w jedzeniu i zwiększonego metabolizmu, napadło mnie kompulsywne jedzenie. Na początek dwie małe kromki chleba czystoziarnistego z pastą z tuńczyka. Później jeszcze pół kromki tego chleba z twarogiem z pieprzem. Później co było pod ręką - kilka zimnych makaronów (rurek) z kilkoma fragmentami mięsa gulaszowego. Też było mało. Ćwiartka kromki chleba czystoziarnistego ze smalcem - pycha (ale nie zdrowa). Na koniec dwie figi i woda i na tym poprzestałem na szczęście. Miałem pod ręką całą tablicę czekoladek Ferrero Roche, otwartą i nie ruszyłem ani jednej. Jestem z siebie dumny. Wcześniej by to nie przeszło. Później stoczyłem walkę w myślach - ćwiczyć z Vitalią, czy nie ćwiczyć. Głodny, a następnie przejedzony, zły, zmęczony, o późnej porze, w oczekiwaniu na elektryka, który lada moment miał przyjść dokonać naprawy małej usterki w instalacji elektrycznej. Wszystko przemawiało za tym, żeby dzisiaj odpuścić. Planowałem już kolejny dzień regeneracji, szukałem wymówek, że przecież potrzebne są właśnie takie dni, ale zwalczyłem tą słabość w sobie i ostatecznie przebrałem się, zamknąłem w pokoju i zacząłem ćwiczyć. Elektryk w końcu nie przyszedł. Zrobiłem dzisiaj ćwiczenia rozciągające, ćwiczenia siłowe - dziś ponad 1000 kg i ćwiczenia kardio - jak zwykle 30 minut. półtorej godziny ćwiczeń. Jak wyszedłem z pokoju, okazało się, że wszyscy już śpią u mnie w domu i wszędzie jest ciemno. Ale warto było. Cieszę się, że potrafiłem się przełamać. W nawiązaniu do przemian, które następują pod wpływem regularnych ćwiczeń, muszę w pracy się zabezpieczać dodatkową porcją jedzenia na wypadek takiej sytuacji, jak w dniu dzisiejszym. Lepiej nie zjeść porcji jedzenia i przywieźć ją do domu, niż miałoby jej zabraknąć, jak dzisiaj i wywołać takie właśnie niebezpieczne napady kompulsywnego jedzenia. Element do poprawy. Jutro trening interwałowy - test Coopera.
DARMAA
15 grudnia 2015, 08:43Jak zaczęłam czytać Twój wpis chciałam Ci napisać :weź do pracy dodatkową porcje jedzenia lepiej ja przynieś z powrotem do domu niż walczyć z głodem ale sam na to wpadłeś,nie potrzebujesz rad-BRAWO TY!
tombom
15 grudnia 2015, 09:04Brawo JA
iw-nowa
15 grudnia 2015, 01:10We wnioskach do protokołu napisałeś właściwie wszystko to, co miałam dodać w komentarzu. :) Mądry chłop z Ciebie! I fajnie, że się przekonałeś i zrobiłeś ćwiczenia, super! Faktycznie lepiej mieć coś w zanadrzu, ja też mam takie dni, że muszę jeść co dwie godziny i nie ma przebacz. Wtedy cieszę się, kiedy mam zdrowe rzeczy pod ręką. A jeśli tak dużo trenujesz to nic dziwnego, że organizm domaga się jedzenia. Powodzenia! :)
garfildus
14 grudnia 2015, 23:25Te napady głodu (czy pseudogłodu) są najgorsze. Ja się zapycham pomidorami i ogórkami (najbezpieczniej), a jak nie pomaga, to próbuję się czymś zająć. Z reguły kończy się to dodatkowym zestawem ćwiczeń :) Ale plan z dodatkową porcją jedzenia też jest dobry
majkapajka
14 grudnia 2015, 23:00Gratuluje niezjedzenia ferrero i cwiczen! Zawsze jak cie czytam to sama sie motywuje zeby cos zrobic :)
tombom
14 grudnia 2015, 23:10Wczoraj rzuciłem wyzwanie w Grupie wsparcia - codzienne wpisy z najlepszych osiągnięć każdego dnia przez 30 dni, przy czym każdy sam decyduje, co dla niego jest właśnie takim osiągnięciem (coś, co przychodzi z trudem) - to dodatkowo mnie zmotywowało do ćwiczeń, żebym miał co wpisać na Tablicy.