Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nierówna walka


Dziś się w końcu zważyłem. Zważyłem się dwa razy, tak dla pewności. Na wadze 99,8 kg. Zatrzymałem pewnie wodę po wczorajszych ćwiczeniach siłowych. I niech to będzie punkt wyjścia do nowego cyklu zmian.

Rano sok - taki, jak wczoraj. Drugie śniadanie podobnie, jak wczoraj. Na obiad - kurczak po meksykańsku. Po powrocie do domu bieganie w planach. Kondycja do niczego. Czułem się jak na rehabilitacji po zabiegu kardiochirurgicznym. Płuca nie mieściły mi się w klatce piersiowej. Dziś robiłem interwały w tempie 7,00 minut/km, a pomiędzy interwałami szedłem, żeby unormować tętno. Łącznie dystans 8,5 km. Regeneracja przez 21 godzin i tego będę się trzymał.

Dziś bez PLANKA - jutro ponownie 3 minuty. Trochę zmienię zasady, tak żeby stopniowo dojść do 4 minut. Po bieganiu kapusta kiszona gotowana z dużą ilością kminku - będą niezłe efekty jutro.

Po bieganiu czuję się na 60 lat. Wydolność biegowa spadła mi do 42. Wiele jeszcze przede mną, ale cieszę się, że zacząłem.