No i niestety wczoraj nie udało mi się już nic tu naskrobać, bo mój mąż (niejaki M.) przykleił się do komputera i nie mogłam go odkleić, a może mi się za bardzo nie chciało... Nie żebym coś zawalił! Zjadłam popołudniu obiadek (ryż z kurczakiem i warzywami - coś ala chińskie własnej roboty - palce lizać), a wieczorem jeszcze jogurcik. Oczywiście zgodnei z przyrzeczeniem 0 słodyczy. Nie wiem jak ja to wytrzymam. Narazie jakoś idzie. Dzisiaj na obiad była zupka a o 18-tej - bo to już ostatni dzwonek na jedzenie - kanapeczki. No i teraz siedze sobie i chyba się jeszcze czegoś napije... No dobra, bo zmęczona jestem, czuje że przynudzam, mały B. dał mi dziś wycisk.... Ale jutro będzie nowy dzień i nowe jedzonko:))) A i byłam dzisiaj na 1,5 godzinnym spacerku, chyba coś się spaliło - znaczy się kalorie hehe.
kate36
22 lutego 2008, 23:46Pozdrawiam cieplutko i życzę miłego weekendu bez pokus :) Trzymam kciuki za dojście do wymarzonego celu :)