Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
10/68 - rezygnacja, stagnacja, diwdhoqdacja


Już ubrana i gotowa szłam w stronę siłowni, ale doszłam do wniosku, ze najpierw zjem obiad, bo za mało zjadłam... tak więc zjadłam i teraz nie mam siły iść ćwiczyć. W ogóle jakoś nie mam na nic siły... Początek wiosny jak zwykle mnie jakoś dziwnie męczy.

Śniadanie: musli z mlekiem 1,5%
Obiad: tortellini z ricottą z Lidla z czerwonym pesto + sok pomarańczowy
Później: 2 ptasie mleczka (zabierzcie to ode mnie)
Kolacja: 2 kanapki z ciemnej bułki z pasztetem i pomidorem + 1 kromka białego chleba z sałatką z makreli + łupanie słonecznika

Nie przemogłam się, więc nie poszłam na siłownię, ale przebiegłam kilometr :) Wiem, że to żaden wyczyn, ale cieszę się i tak.

Wiem, ze daje ciala i z dieta i z cwiczeniami, ale i tak uznaje to wszystko za sukces, bo zmaiast tego moglabym sie obzerac i nie ruszac jak wczesniej..