Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
żyć nie umierać


hehehe jak tam mowie to cos ze mna nie teges, zadko mi sie zdarza, wiec zapisze tutaj bedzie dla potomnych. Otoz wszystko fajnie mi sie uklada, wczoraj godzinka stepu, pojechalam sobie autkiem, kto czytal, to wie ze dla mnie to nie lada wyczyn, jak przyjechalam to tak patzre na ten moj rowerek i mowie to niego ze juz dzisiaj pocwiczylam i ze jutro na nim pojezdze. A on znowu na mnie patrzyla tak ironicznie no i mnie wkurzyl, no to wsiadlam i pojechalam 10 km (poł godziny). Fajnie ciesze sie ze zaczelam bo wiem ze jak juz cos zaczne to juz bedzie z gorki. Dietetycznie tez dobrze, lekko zrowo, z kaloriami jak najbardziej ok, no i wypilam wczoraj 3,5 l plynow (nie pytac ile razy bylam w kibelku). Synus tez spal dzisiaj dobrze w nocy, a rano jak wstal to poglaskal mnie po buzi i dal caluska czy moze byc lepszy poczatek dnia. Normalnie chce sie zyc, dzis piatek, weekend przede mna, plany sa (lubie jak wiem co mnei czeka) wiec jak w tytule ZYZ NIE UMIERAC. Pozdrawiam

 

Ps; na wage nie wchodze to moja taka mala obietnica dla mnie samej, postanowilam sprobowac wazyc sie raz na tydzien, takze wejde w poneidzialek i napisze.

A i bym zapomniała mam pytanie jak to robicie że tyle na tym rowerku wyciagacie, ja widze ze srenio to jest 20 km na 1 h a tutaj niektore dziewczyny pisza ze jezdza po 60-100 km mam rozumiec ze jezdzicie pare godzin dziennie? no i pytani drugie czesto widze ze piszecie ze robicie brzuszki tez ogromne ilosci a to jakie brzuszki takie ze sie calkiem podnosicie z podlogi i z powrotem czy takie polbrzuszki? To tak z ciekawosci, a mialam napisac jeszcze ze bede na basen chodzic mam kolo domu i az grzech nie korzystac, mysle ze w niedziele przedpoludniem wyskocze na godzinke.