Ale mnie nie było długo ale już się tłumaczę, pojechałam sobie na weekend w góry no i jakoś tak wyszło, że przedtem miałam sporo różnej roboty.
Jeśli chodzi o góry to było świetnie tyle spalonych kalorii, dziennie po 5 h chodzenia i wspinania się, po prostu pięknie, a jedzenia mało bo nawet jeść się nie chciało. jeśli chodzi o wagę to płata mi figle, bo niedość, że wcale nie spadam w dół to po przyjeździe mam 1,5 kg więcej, ale się nie przejmuję, myślę, że to woda i opuchlizna. A dzisiaj zaczęłam pięknie dzień, do pracy pojechałam na rowerze, ale bajer, 0,5 h pedałowania, super no i w pracy jestem już po lajcikowym śniadanku:
3 deski+pomidor+3plasterki szynki drobiowej+serek bieluch tyle żeby posmarować te deski. Dzisiaj jeszcze godzina BPU i dzień pięknie zakończę. Wiecie co mam straszną ochotę na truskawki, już nie mogę się doczekać kiedy będą takie pyszne w sklepach. Ok zmykam do pracy, życzę wszystkim miłego dnia. Buziaki