Od kilku tygodni nosiłam się z zamiarem powrotu na siłownię. Umówiłam się nawet z koleżanką, że zaczynamy razem od lipca. Nie wypaliło. Teraz zaczął zbliżać się termin spłaty kredytówki, więc uznałam - od sierpnia pójdę, wtedy będę mieć więcej kasy.
Wczoraj. Siedzę spokojnie w pracy, udaję, że coś robię (jak zwykle) i widzę, że przychodzi do mnie SMS. "Brakuje nam Ciebie, wróć, a w pierwszym miesiącu za karnet zapłacisz tylko złotówkę!"
Co miałam więc zrobić? Boję się igrać z Wszechświatem.
Dziś na siłowni pochodziłam na bieżni. 30 minut, nachylenie 8.5-9%, prędkość 4.5-5 km/h. Spaliłam niby 230 kcal, dobrze by było.
Dziś w pracy znajoma zapytała, czy schudłam, a na moją twierdzącą odpowiedź powiedziała, że widać. Dla takich momentów warto odmawiać sobie kolejnego kawałka pizzy.
05.07.2019 76.2