Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wege fotomenu, dietowa porażka i miliony motywacji
:)


Dzisiejszy dzień zaliczam do tych do dupy :) Zaczęło się od wiadomości w radio, w których znów mówili o Ukrainie. A że ja jestem panikara, to od razu wyobraziłam sobie, jak Ruscy wpadają też do Polski i w ogóle wybucha III wojna światowa. Boję się wojny jak cholera i przy każdej wzmiance o jakimkolwiek zagrożeniu od razu świruję.

Nic to, zjadłam śniadanie i zaczęłam się szykować do drogi. Od rana wiedziałam, że nie będę miała dziś za bardzo wpływu na to, co zjem, bo dzień miałam spędzić w Heidelbergu, ucząc pewną Rosjankę polskiego i ucząc się od niej rosyjskiego (o ironio!). Z przezorności wzięłam sobie jednak coś na drogę. Chciałam nawet ugotować trochę ryżu czy innego makaronu i wrzucić to do jakiegoś słoika, bo wiedziałam, że na uczelni nie mam szans na nic poza sałatką, ale w końcu doszłam do wniosku, że jakoś sobie poradzę.

W kantynie okazało się, że poza surówkami warzywnymi jest też makaronowa... Wzięłam trochę, żeby przy obiedzie nie zostać całkiem bez węglowodanów. Pływała w majonezie, ale była przepyszna :D 

W czasie wolnym surfowałam po Pintereście i angielskich / amerykańskich stronach, blogach kulinarnych i wszystkim, co mi wpadło w oko i zbierałam inspiracje. Mam teraz około miliona przepisów na różne owsianki i dipy do warzyw, nie licząc przepisów, które zalegają w kompie / na tablecie / w gzetach / w książkach kucharskich / w ebookach... Kocham gotować i aż mnie korci, żeby je wszystkie wypróbować :D Poza tym ściągnęłam sobie coś tam Jilian (bo mówiłyście, że fajne), boczki i coś tam jeszcze z Tiffany (bo mówiłyście, że fajne) i Callanetics, cokolwiek to jest (bo przeczytałam gdzieś, że fajne). 

Jako że moja aktywność fizyczna ograniczyła się dzisiaj do siedzenia przez 4 godziny na dupie (z tego 2 godziny to nauka, reszta ten biedniutki obiad i surfowanie po necie z normalną prędkością), 3,5 km piechotą i jazdy samochodem po zakupy (nie chciałam, ale musiałam), postaram się coś jeszcze dzisiaj zrobić, ale przyznam się, że jestem wykończona.

Później stwierdziłam, że fajna pogoda, to się przejdę piechotą na dworzec. Z czterokilowym laptopem w plecaku i ciężką książką. No ok. Po drodze zaszłam do Galerii poszukać lunchboxu (znalazłam, chociaż nie kupiłam, bo mi jeszcze niepotrzebny) i kupiłam foremkę do pieczenia dla jednej osoby ^^ Teraz będę eksperymentowała z pieczonymi owsiankami :D

Znowu się rozpisałam :/ Do domu wróciłam późno, nie miałam ani pół warzywa, więc żeby było szybko, pojechałam autem po zakupy. Chciałam szpinak (świeży) - nie znalazłam. Koperku świeżego też nie. Nic to, i tak sobie poradziłam i miałam całkiem fajną kolację :)

Przejdźmy więc do fotomenu:|

Śniadanie (09:00):
czekoladowo - kawowa owsianka na ciepło (z bananem)


II śniadanie (12:00):
kawałki mango i mango zblendowane z jogurtem malinowym i truskawkowym + łyżka otrębów (pycha!)


Obiad (14:45)... pływające w oleju, nie mające żadnego (poza oleistym) smaku surówki różnego rodzaju. Ani się nie najadałam specjalnie, ani mi nie smakowało. I w dodatku zdjęcie komórką, bo mi się nie chciało aparatu taszczyć.


Kolacja (20:00!!! wiem, kompletna głupota)
Różniste warzywa (z selerem naciowym na pierwszym miejscu, j'adore!) z różnistymi dipami. Z wrażenia i poruszona inspiracjami zrobiłam własnego hummusa, który jest zdecydowanie za gęsty jak na hummus, ale do moich celów nadaje się idealnie. W podróż do Polski chcę sobie zabrać naleśnika z czymś fajnym w środku i miło by było, jakby nic z niego nie wypływało. Hummus wyszedł pyszny :) Poza tym dip jogurtowy z koperkiem i szczypiorkiem, a w dużym słoiczku ajvar (kupny). Chciałam wcisnąć w siebie jeszcze serek wiejski z odrobiną jogurtu truskawkowego, ale dałam radę tylko kilku łyżkom. 


Mój bilans energetyczny i wodny na dziś są kompletnie w dupie. Prawie nie piłam i głupio jadłam. Jutro nie będę miała siły. Oh yeah :/ Mam nadzieję, że zjadłam chociaż z 1000 kcal, bo naprawdę nie uważam głodowania za zdrowe. Nienawidzę takich porozwalanych dni, a czeka mnie ich jeszcze sporo... Nic to, jedziemy dalej, nie poddajemy się, jesteśmy męskie i walczymy o superfigurę :D

Trzymajcie się cieplutko!
Buźka :*
  • elirena

    elirena

    4 marca 2014, 19:45

    Czasem takie dni są i nie da się tego wyeliminować- ważne, że sobie jakoś z tym poradziłaś i w miarę wybrnęłaś. Spinamy się i walczymy dalej. A jakby ktoś mi nawet teraz taką kawową owsiankę podal to płacę zaraz!

  • happysaad

    happysaad

    3 marca 2014, 22:08

    jak robisz czekoladowo-kakaową owsianke? po prostu to wszystko mieszasz? :)