Dobry wieczór!
Dzisiejszy dzień zaliczam do serii "Hmmmm...". Ani dobry ani zły, taki sobie :) Udało mi się nareszcie wcześniej stać (o 09:30, juhuuu!), zjeść wcześniej śniadanie (o 10:00) i już mi się podobało :) Zjadłam śniadanie (chociaż mój nowy chleb też dupy nie urywa, to mimo wszystko daje się jeść), wypiłam dwie kawy, posprzątałam kuchnię, wlazłam do sypialni, pościeliłam łóżko, wpadłam do szafy, wywaliłam z niej wszystkie szmaty, bo wyglądało tam jak po ekspozji nuklearnej... Poukładałam wszystko od linijki, przy okazji znalazłam kilka "zgubionych" ciuchów i skarpetek, co już myślałam, że na zawsze zaginęły w akcji i od razu się lepiej poczułam :) Potem rozejrzałam się po pokoju, stwierdziłam, że nadal jest syf i powycierałam wszystkie półki, regały i nareszcie zrobiłam porządek na biurku.
Potem polazłam do kuchni, zrobiłam obiad, posprzątałam po sobie i stwierdziłam, że rozmrożę sobie owoce do jogurtu. Otworzyłam szafkę, sięgnęłam w jej najdalsze czeluście po naczynie do blendera i... jebuuut! Słoik mi spadł (na szczęście prawie pusty) na tę wyszorowaną w niedzielę podłogę i oczywiście się rozbił w drobiazgi. Ryknęłam "vingardium leviosa!", ale nie pomogło, więc musiałam się kopsnąć po odkurzacz. Odkurzyłam kuchnię i stwierdziłam, że jak już go podłączyłam, to przelecę całe mieszkanie. Na odkurzaczu znaczy się :-) Odkurzyłam elegancko, ułożyłam ładnie chodniczki w łazience, pozbierałam brudne ciuchy i dopiero jak byłam zadowolona z wykonanej pracy, usiadłam.
W zasadzie jak tak teraz piszę, to mi się wydaje, że nawet sporo zrobiłam, chociaż się nie napracowałam szczególnie. Na dworze piździ, a że mnie taka pogoda zabija, to trochę się zmuszałam do zakręcenia odwłokiem dzisiaj, ale opłaciło się. Teraz sobie siedzę w czystym mieszkanku :)
Zakwasy po Tiffany już prawie przeszły, ale wczoraj zrobiłam pośladki z Mel B i wiecie, myślałam, że mi dupa odpadnie :) Dzisiaj też mnie trochę uda rypią, ale nie ma że boli. Zaraz idę robić ręce z kimś tam i brzuszki z Mel B. Póki pogoda się nie poprawi nie mam niestety co myśleć o długich spacerach... :(
Dziś wieczorem napisałam też maila do swojego ukochanego Pana Profesora od rosyjskiego i zapytałam o lekturkę na przyszły semestr. Oj, nie będę się nudzić... Czechow, mnóstwo Puszkina, Dostojewski, Bunin, którego uwielbiam... Mrrrr :D Ale się i tak wkurzyłam, bo nie dość, że muszę zapłacić za semestr ponad 140 €, w której to sumie jest coś, co nazywa się "Komplementärfinanzierung des Semestertickets" (nie mam pojęcia, co to znaczy, ale na chłopski rozum wychodzi na to, że mam się dokładać do jakiegoś ogólnego biletu semestralnego, który nie istnieje, a poza tym kupić sobie taki bilet (bo mieszkam 40 km od uczelni) za jedyną kwotę 333 €. No chyba tu kogoś suty pieką. Nie rozumiem kompletnie, o co tu chodzi, ale ch... mnie strzela, że ciągle ktoś chce ode mnie kasy tylko dlatego, że chcę się uczyć. A żeby was wszystkich..!
Dobra, zeźliłam się, lecimy z fotomenu.
Śniadanie: dwie kanapki z chlebem pełnoziarnistym z lnem (chyba), margaryną, jakąś nadziewaną czymśtam roladą z indyka (chyba) i a) ogórkiem i b) ketchupem. Akurat to pierwsze połączenie nie powalało, ale z ketchupem było nawet spoko :)
tu w wersji bez ketchupu
a tu już z
II śniadanie to przepyszny koktajl bananowy - jedyny posiłek, na który każdego dnia naprawdę czekam :)
Obiad: niedietetycznie, a co! ;) Makaron razowy (40 g) smażony na oliwie z 2 jajkami, kotletem z zielonego orkiszu i odrobiną sera + surówka z endywii
Podwieczorek: jogurt sojowy z owocami leśnymi (sama miksowałam) i odrobiną miodu, bo te owoce kwaśne jak cholera i pół jabłka z cynamonem
Kolacja: miseczka zupy kremu z kurek (z torebki, ale była bardzo smaczna)
Ot, i całe menu :) Zaraz idę poćwiczyć, a potem do króliczków.
Na koniec chciałam pokazać Wam coś fajnego, co nalazłam w internetach - "flashmob" (tak zatytuowali, ale mnie tu akurat to określenie nie pasuje) z mojej uczelni, a dokładnie ze stołówki :) Do zobaczenia na fejsbuku (nie trzeba mieć konta, żeby móc obejrzeć), jak się komuś chce :)
https://www.facebook.com/video.php?v=1015296707364...Tymczasem życzę Wam miłego wieczoru i do napisania! :*
Ula
Monika123kg
11 lutego 2015, 11:29Ale pysznie u Ciebie :)
UlaSB
11 lutego 2015, 12:00Dziękuję bardzo! :)
nataliaccc
11 lutego 2015, 09:32kochana po każdym treningu i jeśli kolejnego dnia również czujesz powinnaś zrobić troszkę rozciągania. Wtedy nie będzie tak zakwasów:-)
UlaSB
11 lutego 2015, 10:25Ale ja głupia jestem... No oczywiście masz rację, na śmierć zapomniałam, po co jest to rozciąganie pod koniec treningu, więc ze zwykłego lenistwa nie robiłam... :) Dziękuję! :*
Grubaska.Aneta
10 lutego 2015, 23:35Ale się dziś nasprzatalas. Uwielbiam tą wędline która masz na kanapkach :)
UlaSB
11 lutego 2015, 10:24No ja właśnie za nią nie szaleję :)
UlaSB
11 lutego 2015, 10:24No ja właśnie za nią nie szaleję :)
siczma
10 lutego 2015, 22:49Nie no, napracowalas sie, ktos musi to mieszkanie sprzatac:) ja za takimi szynkami jak mialas na sniadanie nie przepadam wiec pewnie dalabym sam ketchup :D Co do kasy za uczelnie... Tez place i to niemalo...
UlaSB
10 lutego 2015, 22:55Ja mam to szczęście, że lubię sprzątać i lubię jak jest czysto :) A takie szynki też rzadko jadam, ta mnie zresztą nie powaliła smakiem :) A z tymi opłatami za studia... no nóż się w kieszeni otwiera. Jeszcze nam cholera powinni dziękować, a nie doić na wszystkie strony :/
kotek00
10 lutego 2015, 22:36jak robisz ten koktajl bananowy? z mlekiem, jogurtem??
UlaSB
10 lutego 2015, 22:54Miksuję jednego banana, łyżeczkę masła orzechowgo, pół łyżeczki miodu (opcjonalnie) i taką ilością mleka (wcześniej używałam zwykłego, teraz mam owsiane), żeby było płynne. Ot i cała filozofia :)