Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Urodziłeś się, by być tym, kim jesteś.


Urodziłeś się, by być tym, kim jesteś. 

Witajcie, moi kochani. Dzisiaj miałam całkiem udany dzień, jeżeli chodzi od nadprogramowe jedzonko to tylko 1,5 ciastka. Wyszłam dzisiaj z Julką na godzinkę, bo mogłam tylko do 18, jak byłyśmy na placu zabaw, to przyszli tam tacy chłopcy, ze szkoły średniej, Julia ich znała, ja nie za bardzo. Słabiutkie towarzystwo, palili, przeklinali. Imponowało mi to, że Julia ma takie znajomości, ale gdy patrzę przez pryzmat minionych godzin to widzę, że starczy mi po prostu moja przyjaciółka i luźni znajomi, na przykład Dominika, Martyna, Szymon. Gdy myślę o tej sytuacji czuję zbędny stres, a może i podekscytowanie. Nie powinno się mylić tych dwóch uczuć. Mogę być równie dobrze podekscytowana, bo to w końcu całkowicie nowa sytuacja, nigdy się w takiej nie znalazłam. I jeżeli mam być szczera, to nie jestem pewna, czy chcę ją przeżyć drugi raz. Ale z Julką na pewno wyjdę, bo bardzo dobrze mi się rozmawiało, a czas szybko zleciał. 

Na pewno część z was przeczytała tytuł notatki. Nie wziął się on znikąd. Chcę teraz powalczyć o siebie. O to, kim jestem. Tak naprawdę ciągle jestem taka, jaka społeczeństwo chcę, żebym była. Ciągnę to tak długo, że słabo pamiętam Patrycję. Ale chcę sobie ją przypomnieć, zapoznać się z nią, po czym po prostu być nią.

Mam bardzo niskie poczucie własnej wartości. Ono leży i kwiczy. Peszą mnie najzwyklejsze sytuację, czasami czuję się tak, jakbym była nikim. To jest okropne... Najgorsze, co może być, jeżeli chodzi o moje życie. Poczucie gorszości, lęk. To czasami boli.

Chcę zacząć, huh, terapię? Sama ze sobą, oczywiście. Wiem, że poczucie własnej wartości i pewność siebie buduje się naprawdę, naprawdę długo, ale się tego podejmę. Do tego czasu... mogę po prostu płynąć pod prąd. Nie, nie z prądem. Bo co to da? Muszę przekroczyć swoją granicę komfortu. W pewnym artykule był patent z ubraniami. Postaram się wykorzystać. Dorzucę do tej kombinacji również fryzurę. 

Te wakacje nie będą jedynie formą wypoczynku. Myślę, że zmieni się sporo, ale co z tego wyniknie...? Napiszę o tym za dwa miesiące. I oczywiście w trakcie tych zmian. 

Pomijając... Ćwiczenia udało mi się wykonać zgodnie z planem, dietka też była oki, na obiadek poszły dwie miseczki zupy, do drugiego śniadania dwie parówki z szynki z Sokołów <mają całkiem spory procent mięsa>, a jak wróciłam do domu to zjadłam miseczkę pomidorowej. Ale poza tym, to oki. 

Jutrzejszy jadłospis będzie pewnie taki sam, jak dzisiejszy, poza obiadem, ale nie wiem, co będzie, bo mama jest w pracy i mi nie powiedziała, co zrobi.

Ćwiczenia (jutro muszę wszystko zrobić rano, bo wieczorem i popołudniu nie będę miała czasu i chęci):

Prawdopodobnie nie będzie mi się chciało cardio, więc po prostu je odpuszczę, ale poza tym to Ballet Beautiful: Lean Hips & Outer Thighs Workout- Mary Helen Bowers,  coś na brzuch, znajdę rano, bo spać mi się chce i boczki z blogilates. I rozciąganie. Postanowiłam wrócić do rozciągania, na przemian z cardio <może, może>, ponieważ w moim przypadku efekty są fantastyczne, bardzo wyszczupliło mi łydki. 

Do napisania, skarby x