Przepraszam, że wczoraj nie pisałam - było mi zwyczajnie wstyd. Zawaliłam, przyznaję.
Poszła jedna wielka biała bułka z ogromną porcją masła czekoladowego, typu milky way.
Nikt mi nie kazał, nie byłam głodna, po prostu mi się zachciało. Odbieram to jako porażkę, nie z powodu tego, że to zjadłam, stało się. Ale z powodu mojej słabej woli i chęci ulegania pokusom.
Mało tego, stanęłam dziś na wadze - no i zgadnijcie. Spadło! Całe 100g, śmiech na sali.
To ja ćwiczę, biegam, ograniczam jedzenie i co z tego mam?
Liczyłam na spadek ok. 1kg tygodniowo - bo najzdrowiej, bo najpewniej uniknąć efektu jo-jo.
A tu taka niefajna niespodzianka.
Chciałabym Was poprosić o radę - otóż za tydzień wyjeżdżam na praktyki, na 5 dni, powrót na weekend i znów wyjazd na 5 dni.
I pytanie - co wziąć do jedzenia? Nie będzie tam lodówki do naszej dyspozycji, a przenośnej niestety nie posiadam
Nie chcę się faszerować się zupkami chińskimi i innymi daniami w kilka minut, bo mam niestety baaardzo wrażliwy żołądek i nie mogę jadać takich rzeczy - kończy się bólem i wzdęciami.
Co radzicie abym wzięła?
Co do komentarzy dot. mojego ostatniego wpisu - sprawa wygląda następująco, ja już raz powiedziałam mu, że ma skończyć tą znajomość z nią. Bo nie miałabym nic przeciwko, gdyby tu chodziło o zwykłe kumpelstwo czy wyjście na kawę raz na jakiś czas. Ale ona jasno pisze, że chce sie z nim spotkać, bo go kocha, bo chce do niego wrócić. Także, same widzicie, że moje obawy nie są bezpodstawne... No i ok, ostatnim razem postawiłam ultimatum, i mój A powiedział, że jestem tylko ja i że mnie kocha i chce ze mną być. I było fajnie, do czasu. Ostatnio w jego urodziny znów napisała, złożyła życzenia i znów się zaczęła litania jak to ona go bardzo nie kocha i tęskni... Oczywiście kiedyś się tak śmialiśmy i zapytałam czy dalej pisze, on powiedział, że nie...A ja głupio zrobiłam i go sprawdziłam, miałam jego nr gg na swoim laptopie, zalogowałam się no i nagle wiadomośc od niej... Nie pisałam z nią, w żadnym razie! Zapytałam go ponownie o to kiedy się zobaczyliśmy, znów zaprzeczył - powiedziałam, że jest perfidnym kłamczuchem, bo wiem, że ze sobą piszą. Wtedy się przyznał, do wszystkiego. Postawiłam ultimatum, albo ja albo ona, bo nie mam zamiaru być jedną z dwóch. Niby jej coś tam napisał, że ma nie pisać, że ja jestem najważniejsza... Ale jakoś nie potrafię znów zaufać...
Łooo, kończę to marudzenie, bo już esej napisałam...
Lecę poczytać u Was ;*
fruitcake
8 maja 2011, 10:58ktoś mi mądrze napisał - "Może 100g to nie dużo, ale coś się rusza, spada" ;) a co do jedzenia na wyjazd, to nie mam pojęcia, ja nie wiedziałam co brać ze sobą do pracy (choć była tam lodówka),a co dopiero w takim przypadku.
Haydi
7 maja 2011, 18:51dasz rade zrzucić to 8.5 kg. A co do jedzonka na praktyki ciężka sprawa jakieś konserwy, nie mam pojęcia
lagoena
7 maja 2011, 17:34oj tam, jedna bułka to nie tragedia;) też bym taką zjadła, mniam.