Witajcie kochane:) Dawno już nie pisałam gdyż w moim życiu w ostatnim czasie jest wiele zawirowań niestety wszystkie na tle jedzenia... Zacznę od tego że miesiąc temu podjęłam tą decyzję i udałam się do psychiatry. Diagnoza- depresja i zaburzenia odżywiania. W sumie to każdy by to zdiagnozował nawet nie będąc lekarzem:) Dostałam tabletki- Ketrel który jest dla mnie wybawieniem od nieprzespanych nocy i Abilify ale tych nie mogłam brać ze względu na straszne skutki uboczne między innymi mega czkawkę przez którą niemal się nie wykończyłam;o Także wczoraj byłam na drugiej wizycie i dostałam Seronil który ma podobno też obniżyć mi apetyt bo ten jak wiadomo mam nieposkromiony... A propos jedzenia to od tygodnia skończyłam z dietami 1200-1300kcal. Od 6dni jadłam 1500kcal co wydawało mi się naprawdę mega dużo ale najgorsze jest to w jaki sposób to jadłam... Śniadanie normalnie zjedzone (zawsze godzina około 10) na 400kcal (zazwyczaj było 250-300) i co? Mało. Nie czułam satysfakcji mimo pełnego żołądka więc zjadłam też od razu obiad więc w ciągu godziny jadłam jakieś 1200kcal (zaznaczę że dopiero wtedy byłam nasycona) a potem jak przychodziłam do domu to dopiero o 19godzinie te 300 kalorii w postaci pieczywa z czymś tam... A wczoraj? Byłam u faceta i do godziny 19 zjadłam 800kcal i jak weszłam do domu to się rzuciłam na lodówkę i zjadłam...kilo spaghetti!!! Tak dokładnie kilo bo ważyłam michę przed i po..;o Mam obsesję na tym punkcie i wszystko dokładnie mierzę i liczę co szczerze mówiąc jest dla mnie uciążliwe ale nie mogę z tym skończyć:/ Tak więc wczoraj wieczorem dobiłam do jakichś 2500kalorii ale no ok stwierdziłam że od rana mało jadłam więc pewnie to było normalne że się rzuciłam na to żarcie... A dzisiaj rano? Zobaczyłam w szafce ciastka których nie jadłam półtora roku (od momentu rozpoczęcia "odchudzania" kiedy jeszcze ważyłam 61kg) a mianowicie ciasteczka Belvita (te niby "zdrowe") i zjadłam ich 10sztuk:/ to już około 600kcal:/ A potem już poleciało- buła z masłem, jabłko, kawał kiełby i mnóstwo innych podjadanych po kawałku rzeczy na których miałam mega ochotę a których sobie do niedawna odmawiałam... Tak więc dzisiaj już w tym momencie dobiłam do jakichś 1600kcal, kalorycznie może nie jest to jakiś kompuls ale płaczę nad tym że zjadłam to w godzinę czasu, byle jak, byle co a przecież mogłam sobie dzisiaj na cały dzień zaplanować ekstra menu :( Chciała bym jeść 3razy dziennie bo nie lubię więcej- jak są małe posiłki to one mnie nie satysfakcjonują a poza tym jem tak całe życie więc ciężko mi by było się przyzwyczaić inaczej... No ale jak na razie to zastanawia mnie powód moich rzutów na jedzenie... Najgorsze jest to że na co dzień jestem z tym sama, rodzina mnie nie rozumie a jak by tego było mało to jeszcze mnie dobija, jedynie facet mnie wspiera ale przecież on i tak nie wie dokładnie co przeżywam bo to zrozumieć może tylko ten kto ma lub miał podobnie:(
patkak
9 listopada 2014, 21:58życzę ci dużo zdrowia! Dobrze, że masz wsparcie chłopaka, bo ciężko jest walczyć samemu z takimi chorobami
ewelinuss
6 listopada 2014, 23:36Kochana wiem co przezywasz, kiedys tez tak mialam, ze jadłam na co tylko mialam ochotę i to w duzych ilościach. Niestety nie oszukujmy sie zeby to skończyc potrzebna jest silna wola, motywacja, chęć do dzialania i wsparcie najbliższych. Ciężko bylo sie przelamac i stanąć do walki. Ale przemoglam sie i ty tez mozesZ! Także wciskaj start i jedziemy!! Trzymam kciuki!:*
Aethureth
6 listopada 2014, 21:59Twój lekarz przy zaburzeniach odżywiania zapisał Ci Ketrel ??? Po Kwetiapinie się tyje i trzeba mierzyć co tydzień obwód brzucha jeżeli bierzesz dawkę większą lub równą 100 mg A abilify w jakim celu Ci przepisał bo nie rozumiem... to nie jest lek na depresję... Seronil w Twoim przypadku jest najrozsądniejszym ... obniży apetyt i zmniejszy a może i zlikwiduje kompulsy :) Pozdrawiam
VikiMorgan
6 listopada 2014, 17:13Ja jem 2500 kcal codziennie ale czysto. 1500 to za mało bo to zaledwie pokrywa albo i nie koniecznie dietę ilości potrzebne dla nieprzytomności pacjenta pod kroplowka plus termogeneze poposilkowa a myślenie chodzenie i pisanie na vitalii tez swoje potrzebuje. 1700 to minimum aby nie jeść lodówki razem z półkami. Chociaż u mnie i 2000 powodowało ochotę podrywanie żarówki lodowkowej.
studentka_UM_Lublin
6 listopada 2014, 14:42kochana, dobrze, że podjęłaś taką decyzję, musisz nad sobą bardzo dużo pracować... nie będzie lekko, ale dasz radę. bądź dzielna! ps. mam prośbę. jeśli będziesz miała chwilkę i będziesz mogła wypełnić prowadzoną przeze mnie ankietę na temat nawyków żywieniowych to będę wdzięczna. dzięki z góry. tutaj masz link: https://docs.google.com/forms/d/1R8tyVMBmJwI7uaHp3uh9kjP158DKPLkHUg6rM076gdI/viewform
niezlaBabeczka
6 listopada 2014, 13:13Oj kochana-jakbym czytała siebie!!!Rozumiem Cię bardzo-ja na jedzenie rzucałam się jak dzikie zwierze i cały czas walcze z takimi zachowaniami!U mnie powiedzenie -apetyt rośnie w miare jedzenia sprawdzało(sprawdza) się w ten sposób,że jak jadłam to już żarłam-jeden kęs powodował niedosyt nie do zaspokojenia im więcej jadłam tym bardziej byłam głodna...to niekończąca się opowieść.Teraz walczę z tym już trzeci tydzień-wiem to żaden sukces,ale naprawdę się staram i gdzieś tam pod skórą czuje,że mi się uda!Codziennie się muszę mocno motywować,każdy dzień to walka!Na Seronilu byłam ponad rok-w moim wypadku nie zdziałał cudów,choć brałam końską dawkę-myśle,że to wszystko siedzi w nas i mam nadzieje,że dasz rady...trzymam za Ciebie kciuki bo po tym co przeczytałam stałaś mi się bardziej bliska,bo bliski mi jest Twój proble i Ciebie rozumiem-trzymam kciuki za nas obie!Pozdrawiam