Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
podejscie numer 2


Ok, zawalilam. Na swoje usprawiedliwienie mam urlop -prawie miesiac- na ktorym zadnej dietki ani cwiczen nie bylo. No moze tylko spacery, ale jak widac po suwaczku nie uchronily wagi przed skokiem w gore. Jest zle. Zamiast chudnac tyje. Nie moge sie patrzec w lustro bo jestem wsciekla. Nic na mnie nie pasuje. Ubieram workowate koszulki, by zakryc 'wylewajaca sie' tkanke tluszczowa.

Potrzebna mi silna wola, dieta i ruch. Zaczynam od jutra, bo dzis grzecznie nie bylo.

21:00- byly cwiczenia dywanowe- cale 15 minut- wylewam z siebie 'siodme poty'- ale jestem z siebie zadowolona :)