....................................................................................................................................
Jeżeli nie zdążyłam nawet usiąść, żeby zjeść, to z pewnością nie chodziło mi o jedzenie. Schowałam lody, nalałam wody do szklanki i wyszłam na patio. Zastanawiałam się nad tym co robię. Zrozumiałam, że używam jedzenia jako pretekstu, by odpocząć."
z książki "Jedz to, co kochasz, kochaj to, co jesz".
....................................................................................................................................
Ile razy tak było, że próbowałam sobie wynagrodzić coś jedzeniem. Ale to do niczego nie prowadzi. Ba! ile razy było tak, że nie zdążyłam się w siebie wsłuchać a już w moich ustach rozpuszczała się kolejna łyżka lodów. Rzucałam się na jedzenie, myśląc, że im szybciej, tym mniej kalorii. Budziłam się z letargu dopiero gdy lody w pudełku się kończyły. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę ile zjadłam. Smutek i myśl: znowu nie dałam rady, znowu przegrałam...
Inna sytuacja. Biję się z myślami: iść do sklepu i kupić coś czy nie? tak czy nie? godziny rozmyślań. Stawianie pytań i argumentów za/przeciw. Decyzja i to jak zwykle szybka. Idę do sklepu. Teraz już argumenty 'przeciw' są zablokowane. Teraz tylko 'za'... Szybko się ubieram i wpadam jak głupia między półki ze słodyczami. Kupuję batony, czekoladę i jakieś chipsy co by zmienić smak w trakcie jedzenia. I co 2 godziny myślenia, dla 10 minut jedzenia. Wszystko na nic. Od jutra dieta...
................................................................................................................................
Tak było kiedyś. eh.. jeszcze w lutym... I powiem Wam, że jest mi za siebie wstyd! Za tamtą 'ja'. Jak tak mogłam? Teraz jest już inaczej. Poznałam umiar, poznałam siebie, potrafię słuchać. Pocieszam się tym, że do niczego nie dochodzi się od razu. Niekiedy trzeba tygodni, miesięcy a nawet lat by osiągnąć sukces. Ja mogę powiedzieć, że jestem na dobrej drodze :)
dzisiejsze menu:
1) 1/2 grahamki z jajkiem + papryka
2) jogurt pitny + banan
3) ryba gotowana (niestety wymiękłam zjadłam pół ale dodałam 5 paluszków rybnych) + warzywa na patelnię
4) 2 paseczki gorzkiej
5) 1/2 grahamki z serem żółtym i ogórkiem konserwowym + ser biały z jog.nat.+wafel ryżowy
woda: jak na chwilę obecną 1 litr wody + 1 litr mięty
Powodzenia :) Miłego popołudnia :)
Nikki23
30 sierpnia 2012, 11:51Bardzo mądrze piszesz! Jakbym czytała o sobie z ciężkich czasów... Obyśmy już nigdy do tego nie wróciły :)
Hacziko
30 sierpnia 2012, 11:17ano właśnie najgorsze jest to że człowiek mysli że jedzenie to nagroda i że w czymś pomoże a to tak nie jest :):)
Hacziko
29 sierpnia 2012, 20:56hej :) uważasz.,że stanik jest dobrze dobrany? jedna vitalijka mi tu nawrzucala że nie i oczywiscie zaczela zachwalac staniki za 200zł ... ja myśle że nie ejst z nim tak zle :)
Wytrzymam
29 sierpnia 2012, 20:00Świetne menu!! Powodzenia i trzymam kciuki ; **
Fitness.
29 sierpnia 2012, 17:33Ja mam takie napady obżarstwa nadal, chociaz coraz rzadziej ;) Jak na razie widzę, że idzie Ci coraz lepiej i oby tak dalej :-)
delax
29 sierpnia 2012, 16:27Bardzo pozytywny wpis, daje motywację i niezłego kopa w sumienie!
Nanase
29 sierpnia 2012, 14:56Zgadzam się z poprzedniczką.. Tylko ja pracuje nad wsłuchaniem się w siebie.. :(
aeroplane
29 sierpnia 2012, 14:37jakbym o sobie czytala :/