Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
już tak dawno nie....


... biegałam że zaczynam tęsknić. Może jutro się uda. Brakuje mi takiego porządnego dotlenienia. Nicy codziennie wracam z pracy na pieszo(ok 35 min) przez park, ale to nie to samo. Niby robię wariatkę (Chodakowską) ale to nie to samo. Po biegu.... chce się żyć. Mam nadzieję że K jutro całkowicie wróci do zdrowia i potruchtamy trochę.

Wczorajszy plan wykonany. Skalpel mnie zmęczył. Dawno go nie robiłam. Po nim spróbowałam jeszcze zrobić brzuch z Mel B ale nie byłam w stanie i załamałam się kompletnym brakiem mięśni brzucha. Od dwóch miesięcy męczę się z Kilerami i skalpelami, biegam i nie potrafię zrobić 10 minut ćwiczeń na brzuch? To jest przecież chore. Co ja robię nie tak? Mam więc kolejne wyzwanie. Lubię wyzwania.

Dziś wypada killer. Nawet nie chęć o tym myśleć. Ta koszmarna druga runda ćwiczeń. Te podskoki.... Wykańczają mnie. I świadomość że biodra mi bez przerwy opadają.....ehhh ręce też mi opadają jak o tym myślę i wtedy mam ochotę to wszystko....ciiiiiiiiiii nie było tego. Nie ma się co użalać i zniechęcać. Trzeba robić swoje z nadzieją że kiedyś wykonam killera perfekcyjnie.

Decyzja co do skakanki podjęta. Kupuję. Sąsiedzi jakoś przeżyją. Chyba. Zresztą nie będę skakała codziennie... tylko co drugi dzień :D

Jeszcze tylko muszę przestać się objadać. W tym tygodniu to jakaś masakra. Ciągle chodzę głodna. Dobrze że zapycham się owocami ale zdarzają się małe grzeszki jak...pizzerinka czy nadprogramowa kanapka....

Jutro badanie. Mam lekkiego stresiora. Nie takiego jak przed wizyta u dentysty ale jednak. I tak się uspokajam. Sama sobie tłumaczę że to nie dentysta.  Fakt gastroskopia jest mało przyjemna ale nie tak jak zębolog. Wychodzi na to że moja stomatologofobia czasem się przydaję.

miłego weekendu życzę