Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wolny piątek...ale tylko z nazwy 💪💪💪


Wczoraj wstałam później niż zwykle zamiast o 6,20 to o 6:40. A niech tam przecież mam wolne😁😁😁. Pojechaliśmy po tatę, potem młodego do szkoły, do domu śniadanie  i pojechaliśmy do urzędu. Przesympatyczna pani bardzo szybko ogarnęła sprawę więc super. Pierwszy punkt z listy pt.,wolny piątek" załatwiony. W drodze powrotnej kupiliśmy gorczycę, aby posiać na działce, w domu zrobiłam kawkę i herbatkę na działkę, zjedliśmy śniadanie (owsianka z orzechami i jabłkiem) i pojechaliśmy... A tam wykopaliśmy marchewkę, oberwaliśmy patisony, pomidory...  Mąż kopał, ja grabiłam, siałam, tata ciął sekatorkiem na kawałki jakieś chwasty (aby miał co robić). Więc schylałam się, wyprstowywalam, wyrzuciłam chwasty, tuptałam potem znowu schylałam itp. świeciło słońce, chyba byłam lekko zmęczona, ale to takie dobre, radosne, entuzjastyczne zmęczenie💪 ja naprawdę miałam tę moc. Przed 15 byliśmy w domu, obiad (zupa kalafiorowa) i odwieżliśmy tatę do domu po drodze zgarniając młodego że szkoły. Po chwili odpoczynku wzięłam i kije i poszliśmy na 7 km. Miałam iść z koleżanką, ale cóż...  Mąż narzucił tempo, ale w końcu to ja chciałam iść więc się słowem nie odezwałam. Jak wróciliśmy do domu usiadłam i pomyślałam takiego dnia mi było trzeba, wtem mąż mówi do mnie ,,nie wiem jak u ciebie i na twoim zegarku🤭🤭 ale na moim jest 18.30 więc zbieraj się jedziemy na zumbę". No przecież skoro mąż kazał to nie mogłam odmówić😁😁😁. O godz. 22,30 grzecznie byłam w łóżeczku obmyślając plan na sobotę. Piątek to był naprawdę dobry dzień ❤️

  • aska1277

    aska1277

    24 września 2022, 19:55

    Oczywiście mężowi się nie odmawia ;)