Waga delikatnie poszła w górę, ale luzik, nie rusza mnie to... dietka super, głodna nie jestem i jakiś taki zapał nowy w sobie mam...
dziś "skalpel" zaliczony ale tak po łebkach, bo córa coś spać nie chciała i co chwilę musiałam iść ją lulać.
menu:
śniadanie: 2 kromki z kiełbasą swojską (taki kawałek 4 cm, zalegał w lodówce i kusił mnie) z musztardą
śniadanie 2: jogurt 0% z ziarnami zbóż + łyżeczka otrąb owsianych i 1/2 banana, kawa z łyżeczką cukru i mlekiem
przekąska: (bo obiad opóźniony) 2 małe kromeczki z szynką i pomidorem
obiad: godz 16.00 ziemniaki pieczone z masłem czosnkowym i surówką z pekinki, pomidora, papryki i ogórka kiszonego
kolacja: 1 kromeczka razowca z sałatką z tuńczyka, serka wiejskiego i ogórka kiszonego (pyszna, dziś zrobiłam na próbę ale bardzo mi posmakowała, więc chyba często będę taką zajadała)... teraz już tylko kubek czerwonej herbaty i do spania:)
upiekłam dziś też udka z kurczaka, dzieci i mężuś trochę podjedli, ale ja się powstrzymałam, jutro będą na obiad... do tego jakaś super surówka...
jeszcze jutro mam luzik, bo od czwartku muszę się porządnie brać za pieczenie placków i tortu na imprezę>>> liczba gości ok 25sztuk!!!! na samą myśl skóra mi cierpnie...
do jutra, Kochane.