Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Słowem wstępu.


Tak się zastanawiam, ile razy można coś znowu zaczynać? Za każdym razem wydawało mi się, że byłam zmotywowana i chciałam coś zmienić - najwyraźniej niewystarczająco, skoro znowu tu jestem. Moja przygoda z vitalią zaczęła się chyba 7 lat temu, gdy schudłam z wtedy okropnej dla mnie granicy 80kg, którą przekroczyłam po raz 1 w życiu, do 62kg. Wyglądałam i czułam się świetnie, aż popuściłam sobie luz, podziało się też trochę niefajnych rzeczy w moim życiu, byłam na lekach, blebleble, milion wymówek-niewymówek, w każdym razie tyłam przez ostatnie 4 lata w zastraszającym tempie. Najpierw przekroczyłam 70, potem 80, potem nawet 90...i 100. Tak, zobaczyłam na wadze trzy cyfry i się przeraziłam dokąd to zmierza. Najśmieszniejsze, że nigdy nie odchudzałam się z "przyczyn społecznych" - nikt mi nigdy nie wytknął tego jak wyglądam, ludzie mnie lubią, nawet facetom wydaję się całkiem atrakcyjna; sama jestem swoim największym krytykiem i pod maską pewniej siebie osoby - chyba nie do końca lubię siebie, a na pewno nie to, co widzę w lustrze. Nie wiem czy znacie to uczucie, że psychicznie czujecie się szczupłe, do momentu gdy się nie zobaczycie lub nie poczujecie ograniczeń? W każdy razie, po raz pierwszy wystraszyłam się o swoje zdrowie. Cukrzyca, tarczyca, mniejsza swoboda ruchu (zawsze byłam aktywna i jak teraz myślę to i tak mam nad wyraz dobrą kondycję jak na to ile ważę...ale zaczęłam się męczyć przy dłuższym wysiłku i to mnie szokuje, że mam ograniczenia). I wystraszyłam się na tyle mocno, że muszę w końcu przerwać marazm i osiągnąć to, co zaplanowałam. Mimo że wydawało mi się, że wiem co i jak jeść - teraz myślę, że niedojrzale i po łebkach chciałam schudnąć jak najszybciej, a nie faktycznie coś zmienić. Dlatego teraz daję sobie dużo czasu, przez ostatni miesiąc nawet nie czułam że jestem na diecie ze Smacznie Dopasowaną i jedyne czego muszę sobie odmawiać to wieczorne wyjścia na piwko ze znajomymi. Mam nadzieję.. Nie, ja wierzę, że w końcu poczuję się dobrze w moim ciele. I nieśmiale przyznaję, że liczę też na Wasze wsparcie, dziewczyny, bo wiem, jak słowo wsparcia bądź zainspirowanie się czyjąś historią pomaga!