Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Studiuję, pracuję, robię milion rzeczy na raz, jestem ciągle w biegu. Z nadmiarem kilogramów walczę odkąd pamiętam, czas najwyższy rozwiązać tę kwestię raz a dobrze ;-)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8946
Komentarzy: 217
Założony: 24 października 2015
Ostatni wpis: 3 września 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
zapomnialamnazwy

kobieta, 26 lat, Kraków

167 cm, 89.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 września 2017 , Komentarze (5)

Ha-ha, znów mi przyszło powtórzyć tytuł z zeszłego roku. Zastój-nie zastój, niby w ciągu całego miesiąca spadły 2 kg, ale jedynie 5cm ze wszystkich obwodów, a waga utrzymuje się od dwóch czy trzech tygodniu między 81.5, a 82 kg. A co to oznacza? Oznacza, że waga się fajnie ustabilizowała, ale też to, że czas podkręcić znów dietę i nastawić się na wrześniowe spadki! Cel? Przekroczyć w końcu magiczną barierę 80kg. 79.9999999kg, idę po Ciebie! :D A teraz odmeldowuję się na tydzień, bo przyszedł czas na urlop (slonce)

4 sierpnia 2017 , Komentarze (14)

Nie jest źle! Tak mi się wydawało, że niespecjalnie ze mnie coś spada, waga ledwo drgnie przy cotygodniowych ważeniach, ale lipcowe wyniki przedstawiają się następująco: -3kg, -20cm! (puchar)

Przyznaję się bez bicia, że dwa dni temu obie z przyjaciółką opijałyśmy nowe prace (alkohol) i na wadze znów 84.1kg, a nie jak na pasku "moja ulubiona" nadwaga-już-nie-otyłość... ale to zdecydowanie procenty namieszały, zaraz zleci, zwłaszcza że było już 83.2 (impreza). Chociaż no, shame shame shame, ćwiczeń też przez ostatnie 5 czy 6 dni nie było - jedyną wymówką jest fakt, że nalatałam się w pracy i po mieście po kilka kilometrów dziennie, temperatury są nieludzkie, sił ledwo starczało na funkcjonowanie (slonce)(uff). Ale skoro dziś już troszkę chłodniej - nie ma obijania się, rowerek stacjonarny i czytanie Waszych pamiętników czas start! 

16 lipca 2017 , Komentarze (21)

W ciągu miesiąca udało się zrzucić około 3 kg, co na pierwsze dni diety (po naprawdę długiej przerwie) i przy mojej wadze może nie jest jakimś porywającym wynikiem, ale ja jestem bardzo zadowolona. Przede wszystkim wróciłam do zdrowych nawyków, robię swoje, ciułam sobie centymetry i kilogramy małymi kroczkami, ćwiczę (basen + rower + dywanówki + długie spacery), zdrowo i regularnie jem, piję dużo wody - naprawdę nie mam sobie nic do zarzucenia. Po brzuchu widzę zmiany przede wszystkim, taka magiczna granica kilku kilo - pyk, jest wywalony brzuch, pyk, brzuch się zaczyna chować. Fajne jest to, że zaczynam mieć do tego wszystkiego zdrowe podejście - właśnie bez dążenia do perfekcji, daję sobie miejsce na luz gdy wychodzę do miasta z chłopakiem/znajomymi. Nie czuję się nawet jak na diecie, tak jak to bywało kiedyś z moimi super restrykcyjnymi i niedojrzałymi planami typu "jedno-odstępstwo-o-nie-o-nie-już-po-mnie-wróci-mi-0.4kg-oboże". Jest jakoś tak okej, i przede wszystkim zaczynam czuć się z każdym dniem lżej, zdrowiej, lepiej.

Co prócz Vitalii? Zaczynam nową pracę w bardzo fajnej firmie (nie korpo, uff!), tak jak chciałam na +/- pół etatu, żebym po wakacjach była w stanie powiązać to ze studiami dziennymi i magisterką, a przy tym jeszcze czasem pomóc chłopakowi, który właśnie założył własną firmę (dumna ja!). Miałam też drugą propozycję, zdecydowanie bardziej rozwojową, ale niestety na cały etat na drugim końcu miasta... więc na kolejnym etapie rekrutacji jednak wolałam zrezygnować, bo patrząc dalekosiężnie - zatyrałabym się. Miałam takie olbrzymie ciśnienie, że o boże, 24 lata, już wypadałoby zarabiać miliony, niektórzy w tym wieku już tyle osiągnęli... ale dupa tam, staram się wyczilować, niektórych rzeczy nie przeskoczę, póki nie jestem w pełni dyspozycyjna naprawdę ciężko myśleć o czymś docelowym, jeśli fart akurat nie dopisuje. No nic, na razie żyję tym, że do września mam zgłosić temat magisterki, i mam już co prawda nakreślony obszar w którym chciałabym się z tą pracą znaleźć, natomiast muszę wgryźć się w literaturę żeby jakoś to wszystko doprecyzować. Tyle na dziś!

1 lipca 2017 , Komentarze (10)

No właśnie. Jestem, czytam co u Was, staram się komentować. W końcu nic tak nie motywuje jak Vitalia. Tylko jakoś tak nie czuję potrzeby pisania. Robię na spokojnie swoje od 19.06, spadły 2kg. Znów mi się wcześniej przytyło, ale nawet nie chce mi się o tym rozmawiać - już się za to ochrzaniłam, odkreśliłam grubą kreską, doskonale wiem że spieprzyłam (@pani_slowik, oj, dałaś mi do myślenia w ostatnim komentarzu!). Zastanawiałam się nawet czy nie zacząć nowego pamiętnika, żeby nade mną nie wisiało 10kg, których już się pozbyłam wcześniej - bo nie są one moim obecnym sukcesem, ba, było już -17, więc czuję, że muszę to "odpracować". Ale nie, niech mi to daje kopa i jednocześnie będzie przestrogą na przyszłość. Wciąż walczę z tym głupim pstryczkiem w moim głowie, że albo dieta na maksa, a jak już coś nie wyjdzie to mam tylko tendencję spadkową i jakoś wszystko rozchodzi się po kościach. No wiem, że to złe, że tak nie można, bo każdy może mieć gorszy dzień, i najważniejsze to podnieść się i wyciągnąć z tego lekcję. Ja znam teorię... po prostu łatwiej powiedzieć, niż zrobić - ale mogę Wam obiecać, że staram się to pokonać. Tym razem bez ciśnienia, że muszę być we wszystkim perfekcyjna. I tyle na dziś, wracam do czytania Waszych pamiętników, buźka!

19 marca 2017 , Komentarze (7)

Bez sensu. Wstyd mi strasznie przed samą sobą. Obiecuję sobie dywanówki i rowerek, obiecuję sobie regularne posiłki, wracam pamięcią do czasów sprzed kilku miesięcy gdy przy wyciskaniu siódmych potów na treningu z Chodakowską czułam się naprawdę dobrze. I co? Byłam chora praktycznie cały ostatni miesiąc, i wszystko potoczyło się lawinowo - odpadły ćwiczenia, po jakimś czasie odpadła też dieta, a potem wręcz powróciły paskudne nawyki żywieniowe (trochę słodyczy, trochę jedzenia późną porą ciężkostrawnych rzeczy). No i waga wróciła do 85. Nawet więcej, chyba koło 87, aż głupio się przyznać, że tak marnuję ciężką pracę. Wiecznie pojawiają się jakieś pokusy, a ja im ulegam i znów wynajduję wymówki w stylu "mam-dużo-obowiązków", "cały-dzień-na-uczelni-kiedy-i-jak-jeść-regularnie".. Ale przez ostatnie kilka dni starałam się pilnować, złapała mnie też faza na baby szpinak, który zajadam do wszystkiego. Za tydzień-dwa czekają mnie badania krwi, także trzymam się pięknie zdrowego jedzonka i dodaję ruch, może nie wyjdą tragicznie mimo wysokiej wagi. A teraz lecę poczytać co u Was i złapać trochę motywacji! 

3 lutego 2017 , Komentarze (13)

Piątkowy pomiar.. a głupia ja nie pomyślałam, że dopada mnie @, więc woda się we mnie zbiera, i można się było zważyć i pomierzyć wcześniej. No i dziś 85.4kg, +0.1 niby, aczkolwiek to dobry wynik zakładając, że jestem już trochę opuchnięta. No nic, czekamy kolejny tydzień do piątku, robimy dalej swoje, bo sytuacja przedstawia się całkiem nieźle :3 Wczoraj miałam przedokresowe napady głodu, ale jakoś to wytrwałam, a w kryzysowych momentach porobiłam kilka dodatkowych ćwiczeń/czytałam kryminał zamiast rzucić się na żarcie. Dumnam. Zdrowa dietka, ćwiczonka, dużo wody, re-gu-lar-nie.

Feels good to be back, dziewczynki! (alkohol)

  

29 stycznia 2017 , Komentarze (12)

Ano właśnie, ja tu sobie żyję i walczę, czytam Wasze pamiętniki i zbieram motywację lub piszę kilka słów wsparcia, ale jakoś nie miałam sama o czym pisać. Było trochę dobrych dni, ale ostatnio było też kilka potknięć. Dlatego chyba jednak wracam do bazgrania, choćby o niczym, bo Vitalia motywuje jak mało co. Na razie się nie ważyłam, zerknę w najbliższy piątek. Zrobiłam sobie za to excelka do ćwiczeń, wracam do bardziej restrykcyjnego trzymania się planu diety - jak nie wyrobię sobie dobrych nawyków na "czystej misce" na początku to nic z tego nie wyjdzie w moim przypadku. No, do dzieła! 

(gwiazdy)(gwiazdy)(gwiazdy)

JEDZONKO NA DZIŚ:

śniadanie: 2x jajko na miękko, razowa kromka z awokado, mix sałat z pomidorem, kawałkiem papryki, rzodkiewką i selerem naciowym

2 śniadanie: owsianka z brzoskwinią i orzechami nerkowca

obiad: pierś z kurczaka, 2 ziemniaki, fasolka szparagowa, tzatziki do smaku

podwieczorek: rosół z ryżem, z gotowanymi kawałkami marchewki, pietruszki i selera

kolacja: 1x marchewka do chrupania, 1x pomarańcza 

13 stycznia 2017 , Komentarze (17)

Powrót po 4 miesiącach, jak syna marnotrawnego chyba. Córy marnotrawnej. No, trochę ciężkiej pracy mi się zmarnowało... najgorzej, że kondycję zepsułam - po 4 miesiącach braku ćwiczeń i diety jest wręcz zerowa. I przyszło trochę w boczki, tu i tam, od najniższej wrześniowej wagi wróciło około 3kg. Szczerze? Bałam się, że będzie gorzej; zwłaszcza, że w okolicach świąt wchodziłam na wagę i aż się wystraszyłam. W każdym razie, wczoraj wpadłam w jakiś całkowity dołek, przez cały dzień nie zrobiłam kompletnie nic, co oczywiście tylko spotęgowało słaby nastrój. Ale więcej energii i postanowienie poprawy już są, kiełkowały we mnie już od tygodnia. Teraz tylko się wykuruję i wracam do ćwiczeń, a kolorowe zbilansowane śniadanko i moją obecność tutaj zdecydowanie mogę uznać jako zapowiedź czegoś dobrego. Zabieram się za czytanie Waszych pamiętników i walkę o polubienie swojego ciała! (alkohol)

23 sierpnia 2016 , Komentarze (4)

Tak jak w tytule, mimo największej intensywności ćwiczeń w całej mojej "karierze" dietkowania (15 treningów po min. 40min w 20 dni) - sierpień okazuje się miesiącem stabilizacji wagi. Tak to ładnie nazywam, co by się nie denerwować, że ze mnie kilogramy ani centymetry nie lecą.:D Od początku tego miesiąca waga waha się między 82.5, a 83.4 kg. No nie chcą mnie opuścić te okropne 3 i 2 w osiemdziesiątce - ale postaram się do końca miesiąca dogrzebać chociaż do 81.9 - jakoś sobie wmawiam, że to przełamie złą passę :-) Nie mogę też się doczekać porównania zdjęć i wymiarów, które obiecałam sobie po równym -10kg od 91 ;-) Chociaż nie sądzę, że będzie to coś spektakularnego - na razie się nie zapowiada, coś wcale te centymetry ze mnie nie spadają tak jak z niektórych Vitalijek. Pewnie dopiero przy 71 będzie efekt wow.

Nie martwi mnie ten zastój oczywiście, żeby zaraz na mnie nikt nie krzyczał. Wiem doskonale, że tak się zdarza... ale mi jakoś często ostatnio, a już z tak wielkim utęsknieniem czekam na tę siódemkę, ehhh :p Sama nie wiem jak podkręcać ten mój paskudny zasiedziały metabolizm. No to nic, wskakuję na rowerek, ponad 7000kcal w tym miesiącu już spalone, może uda się dobić do 10 000? :-)

3 sierpnia 2016 , Komentarze (46)

Cześć!

Tak jak widać w tytule, nadeeeejszła ta wiekopomna chwila, w której cieszę się, że mam "tylko" nadwagę. Waga pokazała dziś 83.4kg, dając tym samym BMI = 29.90. Naprawdę, nie sądziłam, że kiedykolwiek będę zadowolona z takiej rzeczy, a tu niespodzianka. Życie potrafi nas zaskoczyć - kiedyś moim koszmarem była waga 80 kg i sądziłam, że nigdy w życiu jej nie przekroczę, a tu.. w każdym razie, przy schodzeniu z niemalże 100kg, kilka kwestii potrafi nam się nieźle przewartościować. Także oficjalnie, jeszcze raz: żegnaj otyłości, witaj nadwago; mam nadzieję, że wkrótce Ciebie również się pozbędę! A nie, nie tylko mam nadzieję, WIEM, że tak będzie, a sio! 

O, nawet tu tu to ładniej troszkę wygląda: